Jaki telefon, taki hacking
Dawno nie było o hakerach, prawda? Dziś mam dla was lajtową wersję iphonowego hakerstwa. I to, o dziwo, nawet bez jailbreaka...
http://applefobia.blogspot.com/2013/01/jaki-telefon-taki-hacking.html
Dawno nie było o hakerach, prawda? Dziś mam dla was lajtową wersję iphonowego hakerstwa. I to, o dziwo, nawet bez jailbreaka...
Hakerów zazwyczaj postrzegamy jako brodatych, niedostosowanych społecznie niegodziwców w swetrach upapranych pizzą, którzy czyhają na twoje dane i kolekcję zdjęć tajlandzkich transwestytów. Do tej pory traktowałem hacking jako poważne zajęcie, polegające na łamaniu zabezpieczeń, przez co sprzęt albo system staje się bezbronny jak harcerka zdybana na poligonie.
Tymczasem, jak wynika z artykułu w Cult of Mac, hacking ma też inne, lajtowo-komiczne oblicze. Do miana hackingu zaczęła aspirować jakaś gówniarska partyzantka. Otóż to, co proponują ci, pożal się Boże, hakierzy od iPhona, sprowadza się do podmiany logo operatora (ciekawe, czego się tak wstydzą) oraz do ukrycia ikon paru niepotrzebnych programów. Jeśli chodzi o ukrywanie ikon, to ostatnio mamy istny wysyp jabłkowego hackingu - to już drugie takie odkrycie w ostatnim czasie.
Te zbrodnicze hakerskie działania, opisane pod tytułem "Zhackuj swój iGadżet bez jailbreaka", wykonywane zapewne późną nocą, w głębokim ukryciu, z wypiekami na twarzy, polegają na podpięciu iPhona czy iPada do Maka (albo na wejściu na supertajną hakerską stronę) i wykonaniu kilku kroków podpowiadanych przez specjalny, bardzo zaawansowany hakerski program. A wszystko zilustrowane hakerskimi rycinami.
Taki profesjonalny hacking to ja rozumiem! Okazuje się, że ja sam też raz byłem hakerem, bo kiedyś w podobny sposób zhakowałem sprzęt kolegi, podmieniając mu naklejki na laptopie i chowając myszkę do szuflady.
Prawdę mówiąc pozazdrościłem hakerom od iPhona. Tyle emocji, tyle możliwości... Sam bym chętnie coś takiego zrobił, ale mój skrzypiący telefon jest zbyt prymitywny i usunięcie ikon z pulpitu da się zrobić przez przeciągnięcie niepotrzebnej ikony do kosza. A to już wcale nie jest cool...
Hakerów zazwyczaj postrzegamy jako brodatych, niedostosowanych społecznie niegodziwców w swetrach upapranych pizzą, którzy czyhają na twoje dane i kolekcję zdjęć tajlandzkich transwestytów. Do tej pory traktowałem hacking jako poważne zajęcie, polegające na łamaniu zabezpieczeń, przez co sprzęt albo system staje się bezbronny jak harcerka zdybana na poligonie.
Tymczasem, jak wynika z artykułu w Cult of Mac, hacking ma też inne, lajtowo-komiczne oblicze. Do miana hackingu zaczęła aspirować jakaś gówniarska partyzantka. Otóż to, co proponują ci, pożal się Boże, hakierzy od iPhona, sprowadza się do podmiany logo operatora (ciekawe, czego się tak wstydzą) oraz do ukrycia ikon paru niepotrzebnych programów. Jeśli chodzi o ukrywanie ikon, to ostatnio mamy istny wysyp jabłkowego hackingu - to już drugie takie odkrycie w ostatnim czasie.
Te zbrodnicze hakerskie działania, opisane pod tytułem "Zhackuj swój iGadżet bez jailbreaka", wykonywane zapewne późną nocą, w głębokim ukryciu, z wypiekami na twarzy, polegają na podpięciu iPhona czy iPada do Maka (albo na wejściu na supertajną hakerską stronę) i wykonaniu kilku kroków podpowiadanych przez specjalny, bardzo zaawansowany hakerski program. A wszystko zilustrowane hakerskimi rycinami.
Taki profesjonalny hacking to ja rozumiem! Okazuje się, że ja sam też raz byłem hakerem, bo kiedyś w podobny sposób zhakowałem sprzęt kolegi, podmieniając mu naklejki na laptopie i chowając myszkę do szuflady.
Prawdę mówiąc pozazdrościłem hakerom od iPhona. Tyle emocji, tyle możliwości... Sam bym chętnie coś takiego zrobił, ale mój skrzypiący telefon jest zbyt prymitywny i usunięcie ikon z pulpitu da się zrobić przez przeciągnięcie niepotrzebnej ikony do kosza. A to już wcale nie jest cool...
