Chiny największym rynkiem zbytu dla Apple
Jak niedawno był łaskaw wyrazić się TimKuk, Chiny są przez Apple postrzegane jako największy rynek zbytu w przyszłości. No cóż, prochu TimKu...
http://applefobia.blogspot.com/2013/01/chiny-najwiekszym-rynkiem-zbytu-dla.html
Jak niedawno był łaskaw wyrazić się TimKuk, Chiny są przez Apple postrzegane jako największy rynek zbytu w przyszłości. No cóż, prochu TimKuk nie wynalazł - każdy by na to wpadł, nawet nie korzystając z Map Apple.
Ja jednak, zamiast podniecać się danymi statystycznymi o ludności Chin i gigantyczną ilością potencjalnych fanbojów z jedną nerką, zwróciłem uwagę na wyjątkową diaboliczność planu Apple. Trzeba mieć niezły tupet, żeby sprzedawać towar w miejscu jego produkcji z przebitką circa 300%.
To tak, jakby nająć górali do wycinki wiatrołomów, a potem odsprzedawać im drewno jako super-duper bezdymne paliwo kominkowe pierwszej klasy. Różnica jest tylko taka, że w Chinach nie oberwie się za to ciupagą po łbie.
Sprzedaż iPhonów czy iPadów w Chinach to idealna sytuacja z punktu widzenia logistyki. Nie trzeba ich nigdzie wozić, magazynować, ryzykować napadów na transporty. Prawdę mówiąc, nie trzeba by ich nawet produkować, bo wystarczyłoby tylko pobłogosławić liczne podróbki, nierzadko lepiej wyposażone od oryginału.
To musi być niewiarygodna frajda dla chińskiego studenta z łapanki, który po ośmiu miesiącach tyrania przy taśmie w fabryce Foxconna, zobaczy zrobionego przez siebie iPhona na wystawie w Apple Store, w cenie na którą go nie stać...
Ja jednak, zamiast podniecać się danymi statystycznymi o ludności Chin i gigantyczną ilością potencjalnych fanbojów z jedną nerką, zwróciłem uwagę na wyjątkową diaboliczność planu Apple. Trzeba mieć niezły tupet, żeby sprzedawać towar w miejscu jego produkcji z przebitką circa 300%.
To tak, jakby nająć górali do wycinki wiatrołomów, a potem odsprzedawać im drewno jako super-duper bezdymne paliwo kominkowe pierwszej klasy. Różnica jest tylko taka, że w Chinach nie oberwie się za to ciupagą po łbie.
Sprzedaż iPhonów czy iPadów w Chinach to idealna sytuacja z punktu widzenia logistyki. Nie trzeba ich nigdzie wozić, magazynować, ryzykować napadów na transporty. Prawdę mówiąc, nie trzeba by ich nawet produkować, bo wystarczyłoby tylko pobłogosławić liczne podróbki, nierzadko lepiej wyposażone od oryginału.
To musi być niewiarygodna frajda dla chińskiego studenta z łapanki, który po ośmiu miesiącach tyrania przy taśmie w fabryce Foxconna, zobaczy zrobionego przez siebie iPhona na wystawie w Apple Store, w cenie na którą go nie stać...