Pobili się dwaj złodzieje o iPhona
Macie dość konkursowej agitacji? Ja też. A więc, jak na lajfstajlowy blog przystało, pora na kryminalną historię z życia fanbojów.
http://applefobia.blogspot.com/2013/01/pobili-sie-dwaj-zodzieje-o-iphona.html
Macie dość konkursowej agitacji? Ja też. A więc, jak na lajfstajlowy blog przystało, pora na kryminalną historię z życia fanbojów.
Nie od dziś wiadomo, że produkty Apple nakręcają drobną przestępczość, a posiadanie telefonu z jabłkiem wydatnie zwiększa szanse na oberwanie po ryju w ustronnym miejscu, po czym napastnik oddala się, pobierając drobną rekompensatę za fatygę w postaci iPhona.
Taka właśnie przygoda przydarzyła się amerykańskiej nastolatce, która niepomna na rodzicielskie ostrzeżenia, lansowała się z białymi słuchawkami po jakimś parku na Brooklynie. Nie musiała długo czekać na pojawienie się amatorów na swojego Foresa.
Sądząc po różowych adidaskach, które miał na nogach jeden z nich, ani chybi był to bardzo kreatywny barista, albo artysta-instagramista na bezrobociu. W każdym razie oddany fan Apple, bo bez zbędnych ceregieli wyrwał dziewczęciu iPhona z ręki i zwiał. Jedynie dzięki wyjątkowo przemyślanej konstrukcji słuchawek EarPod, nie urwał jej przy okazji uszu.
Tak się kończy w Nowym Jorku zwyczaj spacerowania z iPhonem w garści, choć i do nas dociera powoli ta moda. Ale jak się kończy w Nowym Jorku kradzież iPhona? Nie zgadniecie...
Otóż nowojorskim zwyczajem, młodociany złodziej w różowych adidaskach postanowił jak najszybciej opchnąć gorący towar. Chętny nabywca znalazł się parę przecznic dalej, ale wykazał się uzasadnioną nieufnością, bowiem ciocia Jalonta dzwoniła niedawno z Arlington i ostrzegała go, żeby nie kupował gadżetów Apple od nieznajomych. Zażądał więc okazania iPhona w celu upewnienia się, czy aby na pewno jest prawdziwy i działa jak należy. Jak należało się spodziewać, gdy tylko dostał telefon do ręki, poszedł w długą, aż się dymiło. To też taki stary, nowojorski zwyczaj.
I co zrobił pierwszy złodziej? Zatrzymał radiowóz i poskarżył się, że ukradziono mu iPhona. Ponieważ miał różowe adidaski, działający stereotypowo policjanci wzięli go za klasyczny przykład ajfoniarza-fajtłapy i bez ceregieli uznali za ofiarę rabunku, po czym ruszyli w pościg za złodziejem numer dwa. I - dziw nad dziwy - złapali go.
Tymczasem po okolicy krążył inny radiowóz z okradzioną dziewczyną - w poszukiwaniu pierwszego złodzieja w różowych adidaskach. I ktoś wreszcie wpadł na przebiegły pomysł, żeby zadzwonić na numer skradzionego iPhona. Ku zdziwieniu załogi radiowozu telefon odebrali koledzy policjanci, którzy właśnie byli na etapie zwracania "prawowitej własności" pierwszemu złodziejowi. Zrobiło się dziwnie...
Ustalono, że obie policyjne załogi spotkają się, aby wyjaśnić sprawę. Oczywiście dziewczyna rozpoznała "swojego" złodzieja po adidaskach, ale skołowana policja już nikomu nie chciała wierzyć. Ostatecznym dowodem stało się to, że młoda, jako jedyna, znała PIN do odblokowania iPhona. Chłopaki nie dali rady zhakować telefonu. Dwukrotnie skradziony Fores ostatecznie wrócił do właścicielki, a jumacze trafili za kratki.
A morał? Są nawet trzy. Pierwszy - nie łaźcie z iPhonem wieczorem po parku. Drugi - załóżcie mniej rzucające się w oczy obuwie, gdy idziecie na akcję. I trzeci - najlepiej w ogóle trzymajcie się z daleka od Apple. Aż strach pomyśleć - jeden głupi telefon, a tyle nieszczęść naraz... :)
Źródło: New York Times
Nie od dziś wiadomo, że produkty Apple nakręcają drobną przestępczość, a posiadanie telefonu z jabłkiem wydatnie zwiększa szanse na oberwanie po ryju w ustronnym miejscu, po czym napastnik oddala się, pobierając drobną rekompensatę za fatygę w postaci iPhona.
Taka właśnie przygoda przydarzyła się amerykańskiej nastolatce, która niepomna na rodzicielskie ostrzeżenia, lansowała się z białymi słuchawkami po jakimś parku na Brooklynie. Nie musiała długo czekać na pojawienie się amatorów na swojego Foresa.
Sądząc po różowych adidaskach, które miał na nogach jeden z nich, ani chybi był to bardzo kreatywny barista, albo artysta-instagramista na bezrobociu. W każdym razie oddany fan Apple, bo bez zbędnych ceregieli wyrwał dziewczęciu iPhona z ręki i zwiał. Jedynie dzięki wyjątkowo przemyślanej konstrukcji słuchawek EarPod, nie urwał jej przy okazji uszu.
Tak się kończy w Nowym Jorku zwyczaj spacerowania z iPhonem w garści, choć i do nas dociera powoli ta moda. Ale jak się kończy w Nowym Jorku kradzież iPhona? Nie zgadniecie...
Otóż nowojorskim zwyczajem, młodociany złodziej w różowych adidaskach postanowił jak najszybciej opchnąć gorący towar. Chętny nabywca znalazł się parę przecznic dalej, ale wykazał się uzasadnioną nieufnością, bowiem ciocia Jalonta dzwoniła niedawno z Arlington i ostrzegała go, żeby nie kupował gadżetów Apple od nieznajomych. Zażądał więc okazania iPhona w celu upewnienia się, czy aby na pewno jest prawdziwy i działa jak należy. Jak należało się spodziewać, gdy tylko dostał telefon do ręki, poszedł w długą, aż się dymiło. To też taki stary, nowojorski zwyczaj.
I co zrobił pierwszy złodziej? Zatrzymał radiowóz i poskarżył się, że ukradziono mu iPhona. Ponieważ miał różowe adidaski, działający stereotypowo policjanci wzięli go za klasyczny przykład ajfoniarza-fajtłapy i bez ceregieli uznali za ofiarę rabunku, po czym ruszyli w pościg za złodziejem numer dwa. I - dziw nad dziwy - złapali go.
Tymczasem po okolicy krążył inny radiowóz z okradzioną dziewczyną - w poszukiwaniu pierwszego złodzieja w różowych adidaskach. I ktoś wreszcie wpadł na przebiegły pomysł, żeby zadzwonić na numer skradzionego iPhona. Ku zdziwieniu załogi radiowozu telefon odebrali koledzy policjanci, którzy właśnie byli na etapie zwracania "prawowitej własności" pierwszemu złodziejowi. Zrobiło się dziwnie...
Ustalono, że obie policyjne załogi spotkają się, aby wyjaśnić sprawę. Oczywiście dziewczyna rozpoznała "swojego" złodzieja po adidaskach, ale skołowana policja już nikomu nie chciała wierzyć. Ostatecznym dowodem stało się to, że młoda, jako jedyna, znała PIN do odblokowania iPhona. Chłopaki nie dali rady zhakować telefonu. Dwukrotnie skradziony Fores ostatecznie wrócił do właścicielki, a jumacze trafili za kratki.
A morał? Są nawet trzy. Pierwszy - nie łaźcie z iPhonem wieczorem po parku. Drugi - załóżcie mniej rzucające się w oczy obuwie, gdy idziecie na akcję. I trzeci - najlepiej w ogóle trzymajcie się z daleka od Apple. Aż strach pomyśleć - jeden głupi telefon, a tyle nieszczęść naraz... :)
Źródło: New York Times