Bo każdy fanboj to złodziej?...
Niedawno miało miejsce wydarzenie, które wstrząsnęło umysłami miłośników technologii i przyprawiło paru specjalistów od kryminalistyki o cię...
http://applefobia.blogspot.com/2013/01/bo-kazdy-fanboj-to-zodziej.html
Niedawno miało miejsce wydarzenie, które wstrząsnęło umysłami miłośników technologii i przyprawiło paru specjalistów od kryminalistyki o ciężką depresję. Podczas świąt ktoś włamał się do biur w kampusie Microsoftu. I tu zaczynają się same zagadki...
Tym, na co zwrócili uwagę wszyscy piszący o tym włamaniu, był fakt, że spośród całego bezliku dostępnych fantów złodziej zajumał wyłącznie iPady. Łupem włamywacza padło 5 sztuk cudownych tabletów Apple o łącznej wartości 3000 dolarów, natomiast nie zginęła ani jedna sztuka sprzętu Microsoftu.
Przez sieć przetoczyła się fala śmiechu, że towaru od MS nawet złodzieje nie chcą kraść. Oczywiście najgłośniej śmiali się fanboje Apple, zrywając sobie przy tym boki i niszcząc swoje wymyślne fryzury i fikuśne kapelutki podczas tarzania się po podłodze. A okazuje się, że całe wydarzenie można zinterpretować zgoła inaczej...
A to było tak: siedzieliśmy z borsukiem przy kozie pełniącej rolę kominka i czytaliśmy na dwa głosy (z podziałem na role) informację o włamaniu do kampusu Microsoftu, zamieszczoną w miesięczniku "Internet offline" który prenumerujemy, aby być na bieżąco z Siecią. Gdy borsuk dosylabizował artykuł do ostatniego zdania, podrapał się po plecach (u samego dołu) i powiedział coś, co bardzo mnie zastanowiło.
Z obawy przed masowymi pozwami o obrazę majestatu, naruszenie godności fanbojskiej i znieważenie obiektów kultu religijnego nie mogę zacytować wypowiedzi borsuka, ale z grubsza chodziło mu o to, że jak już ktoś na świecie kradnie jakąś elektronikę, to prawie zawsze jest to amator sprzętu Apple.
Trudno odmówić borsukowi racji, gdy weźmie się pod uwagę raporty o gwałtownym wzroście przestępczości związanej z urządzeniami Apple, dramat posiadaczy iPhonów rozgrywający się na ulicach miast, czy ostatnie doniesienie o napadzie z bronią w ręku na paryski Apple Store. To mogli zrobić tylko fanboje Apple. Czy ktoś słyszał kiedyś o zbrojnym napadzie na sklep Samsunga?
Nie dziwota, że w niektórych lokalach i firmach niechętnie zaczyna się patrzeć na fanów Apple - że niby jak gdzieś wejdą, to zaraz coś ukradną. Zaczynają się kłopoty ze znalezieniem pracy przez fanbojów. Już nawet w Starbucksach wszyscy patrzą fanbojom na ręce, a sprzątaczki gromadzą się pokątnie po kątach i z wypiekami na twarzy szepczą "bo każdy fanboj to złodziej", nieświadomie dokonując przy tym trawestacji słynnego zdania z filmu Stanisława Barei:
Borsuk wprawdzie bagatelizuje całą sprawę, twierdząc, że to włamanie do kampusu Microsoftu to sprawka normalnych przestępców. Jego zdaniem taka akcja byłaby za trudna dla przeciętnego fanboja, bo wszystko, na co te safanduły są w stanie wpaść, to albo wybić szybę w sklepie albo wjechać samochodem w wystawę - i to w przebraniu białego ninja...
Może to i prawda. Złodzieje po prostu weszli i wzięli to, co najłatwiej sprzedać - choćby i na najbliższej stacji benzynowej... Ot, zwykła biznesowa kalkulacja. Skoro ze sprzętem Apple jest jak z każdym środkiem odurzającym - wysoki popyt wśród uzależnionych i horrendalna przebitka na cenie - to zawsze znajdzie się jakiś zaradny, który weźmie się za dilerkę. Uff... odetchnąłem. Napad mi nie grozi.
Źródło: MacObserver
Tym, na co zwrócili uwagę wszyscy piszący o tym włamaniu, był fakt, że spośród całego bezliku dostępnych fantów złodziej zajumał wyłącznie iPady. Łupem włamywacza padło 5 sztuk cudownych tabletów Apple o łącznej wartości 3000 dolarów, natomiast nie zginęła ani jedna sztuka sprzętu Microsoftu.
Przez sieć przetoczyła się fala śmiechu, że towaru od MS nawet złodzieje nie chcą kraść. Oczywiście najgłośniej śmiali się fanboje Apple, zrywając sobie przy tym boki i niszcząc swoje wymyślne fryzury i fikuśne kapelutki podczas tarzania się po podłodze. A okazuje się, że całe wydarzenie można zinterpretować zgoła inaczej...
A to było tak: siedzieliśmy z borsukiem przy kozie pełniącej rolę kominka i czytaliśmy na dwa głosy (z podziałem na role) informację o włamaniu do kampusu Microsoftu, zamieszczoną w miesięczniku "Internet offline" który prenumerujemy, aby być na bieżąco z Siecią. Gdy borsuk dosylabizował artykuł do ostatniego zdania, podrapał się po plecach (u samego dołu) i powiedział coś, co bardzo mnie zastanowiło.
Z obawy przed masowymi pozwami o obrazę majestatu, naruszenie godności fanbojskiej i znieważenie obiektów kultu religijnego nie mogę zacytować wypowiedzi borsuka, ale z grubsza chodziło mu o to, że jak już ktoś na świecie kradnie jakąś elektronikę, to prawie zawsze jest to amator sprzętu Apple.
Trudno odmówić borsukowi racji, gdy weźmie się pod uwagę raporty o gwałtownym wzroście przestępczości związanej z urządzeniami Apple, dramat posiadaczy iPhonów rozgrywający się na ulicach miast, czy ostatnie doniesienie o napadzie z bronią w ręku na paryski Apple Store. To mogli zrobić tylko fanboje Apple. Czy ktoś słyszał kiedyś o zbrojnym napadzie na sklep Samsunga?
Nie dziwota, że w niektórych lokalach i firmach niechętnie zaczyna się patrzeć na fanów Apple - że niby jak gdzieś wejdą, to zaraz coś ukradną. Zaczynają się kłopoty ze znalezieniem pracy przez fanbojów. Już nawet w Starbucksach wszyscy patrzą fanbojom na ręce, a sprzątaczki gromadzą się pokątnie po kątach i z wypiekami na twarzy szepczą "bo każdy fanboj to złodziej", nieświadomie dokonując przy tym trawestacji słynnego zdania z filmu Stanisława Barei:
Borsuk wprawdzie bagatelizuje całą sprawę, twierdząc, że to włamanie do kampusu Microsoftu to sprawka normalnych przestępców. Jego zdaniem taka akcja byłaby za trudna dla przeciętnego fanboja, bo wszystko, na co te safanduły są w stanie wpaść, to albo wybić szybę w sklepie albo wjechać samochodem w wystawę - i to w przebraniu białego ninja...
Może to i prawda. Złodzieje po prostu weszli i wzięli to, co najłatwiej sprzedać - choćby i na najbliższej stacji benzynowej... Ot, zwykła biznesowa kalkulacja. Skoro ze sprzętem Apple jest jak z każdym środkiem odurzającym - wysoki popyt wśród uzależnionych i horrendalna przebitka na cenie - to zawsze znajdzie się jakiś zaradny, który weźmie się za dilerkę. Uff... odetchnąłem. Napad mi nie grozi.
Źródło: MacObserver