Apple powoduje 18% wzrost przestępczości
Źle dzieje się w Nowym Jorku. Jakby nie mieli innych problemów i nieustannej walki terroryzmem, to jeszcze muszą się borykać z nieustanny...
http://applefobia.blogspot.com/2014/01/apple-powoduje-18-wzrost-przestepczosci.html
Źle dzieje się w Nowym Jorku. Jakby nie mieli innych problemów i nieustannej walki terroryzmem, to jeszcze muszą się borykać z nieustannym wzrostem przestępczości generowanym przez produkty Apple...
Jak wynika ze statystyk sporządzonych przez organa ścigania w Nowym Jorku, aż 18% kradzieży urządzeń elektronicznych w tym mieście to przestępstwa wymierzone w posiadaczy produktów Apple.
Prawie jedna piąta spośród wszystkich skradzionych telefonów, odtwarzaczy, tabletów, wibratorów i innych elektronicznych dupereli osobistego użytku to gadżety z Cupertino, co ilustruje stosowna rycina z infografiką:
Wniosek nasuwa się oczywisty i aż się dziwię, że na to jeszcze nie wpadli - gdyby po prostu zabronić sprzedaży i posiadania produktów Apple na terenie USA, ilość kradzieży spadłaby o 18%. I to bez żadnych dodatkowych inwestycji czy podstępnych akcji policyjnych! Jeden akt prawny! Myślę, że administracja Baracka Obamy powinna poważnie przemyśleć taką metodę walki z przestępczością...
Oczywiście trochę winy za ten stan rzeczy ponoszą sami fanboje Apple, ostentacyjnie obnoszący się po miejscach publicznych ze swoimi zabawkami. Zwrócił na to uwagę doświadczony emerytowany nowojorski policjant:
Wpływ kupertyńskich gadżetów na drobną przestępczość ma długą i bogatą, obszernie udokumentowaną historię. Na łamach Applefobii wiele razy z wielkim upodobaniem zajmowałem się tym tematem, naśmiewając się a to ze złodziei-idiotów, a to z zaślepionych kultem marki włamywaczy, a to z innych, obdarzonych wyjątkową fantazją stylistyczną przestępców.
Osobnym wątkiem przestępczości związanej z produktami Apple są liczne oszustwa i bezczelne przekręty, na które miłośnicy tej firmy wydają się być o wiele bardziej podatni niż całą reszta populacji. Podobno to w jakiś sposób wiąże się z posiadanym IQ czy jakoś tak... Sztandarowym przykładem takiej głupoty przy zawieraniu przygodnych transakcji jest przypadek niejakiej Jalonty Freeman, która kupiła sobie iPada na stacji benzynowej.
Nie da się nie wspomnieć przy okazji o tym, że przebogata oferta idiotycznych akcesoriów do iPhonów nie ułatwia życia ofiarom kradzieży, powodując utratę nie tylko ukochanego telefoniku, ale też reszty posiadanego majątku ruchomego. A jeśli jeszcze dodać do tego konflikty i bratobójcze wojny w środowisku przestępczym z powodu nieporozumień we wtórnej dystrybucji pozyskanych iPhonów, to rysuje się nam dramatyczny obraz chaosu, przy którym bitwa pod Grunwaldem wygląda spokojniej niż ustawienia Hellingera.
Pora coś z tym zrobić. No, ale to już nie mój problem...
Jak wynika ze statystyk sporządzonych przez organa ścigania w Nowym Jorku, aż 18% kradzieży urządzeń elektronicznych w tym mieście to przestępstwa wymierzone w posiadaczy produktów Apple.
Prawie jedna piąta spośród wszystkich skradzionych telefonów, odtwarzaczy, tabletów, wibratorów i innych elektronicznych dupereli osobistego użytku to gadżety z Cupertino, co ilustruje stosowna rycina z infografiką:
Wniosek nasuwa się oczywisty i aż się dziwię, że na to jeszcze nie wpadli - gdyby po prostu zabronić sprzedaży i posiadania produktów Apple na terenie USA, ilość kradzieży spadłaby o 18%. I to bez żadnych dodatkowych inwestycji czy podstępnych akcji policyjnych! Jeden akt prawny! Myślę, że administracja Baracka Obamy powinna poważnie przemyśleć taką metodę walki z przestępczością...
Oczywiście trochę winy za ten stan rzeczy ponoszą sami fanboje Apple, ostentacyjnie obnoszący się po miejscach publicznych ze swoimi zabawkami. Zwrócił na to uwagę doświadczony emerytowany nowojorski policjant:
Many of the thefts happen on public transportation, where most people are buried in their devices and aren’t paying attention to their surroundings, said Joseph Giacalone, a retired New York Police Department detective. “It’s easy pickings,” he said …Wynika z tego, że albo nowojorscy złodzieje są wybitnej klasy fachowcami, albo nowojorscy fanboje są wyjątkowymi tłumokami, no bo jakim cudem można niepostrzeżenie ukraść komuś używanego właśnie iPhona?
Wpływ kupertyńskich gadżetów na drobną przestępczość ma długą i bogatą, obszernie udokumentowaną historię. Na łamach Applefobii wiele razy z wielkim upodobaniem zajmowałem się tym tematem, naśmiewając się a to ze złodziei-idiotów, a to z zaślepionych kultem marki włamywaczy, a to z innych, obdarzonych wyjątkową fantazją stylistyczną przestępców.
Osobnym wątkiem przestępczości związanej z produktami Apple są liczne oszustwa i bezczelne przekręty, na które miłośnicy tej firmy wydają się być o wiele bardziej podatni niż całą reszta populacji. Podobno to w jakiś sposób wiąże się z posiadanym IQ czy jakoś tak... Sztandarowym przykładem takiej głupoty przy zawieraniu przygodnych transakcji jest przypadek niejakiej Jalonty Freeman, która kupiła sobie iPada na stacji benzynowej.
Nie da się nie wspomnieć przy okazji o tym, że przebogata oferta idiotycznych akcesoriów do iPhonów nie ułatwia życia ofiarom kradzieży, powodując utratę nie tylko ukochanego telefoniku, ale też reszty posiadanego majątku ruchomego. A jeśli jeszcze dodać do tego konflikty i bratobójcze wojny w środowisku przestępczym z powodu nieporozumień we wtórnej dystrybucji pozyskanych iPhonów, to rysuje się nam dramatyczny obraz chaosu, przy którym bitwa pod Grunwaldem wygląda spokojniej niż ustawienia Hellingera.
Pora coś z tym zrobić. No, ale to już nie mój problem...