Jak za jednym zamachem stracić wszystko
Wśród odpustowych gadżetów, jakich pełno na MacWorld, prym zawsze wiodły i wiodą wszelakiej maści pokrowce i etui na iPhony. To logiczne - t...
http://applefobia.blogspot.com/2013/02/jak-za-jednym-zamachem-stracic-wszystko.html
Wśród odpustowych gadżetów, jakich pełno na MacWorld, prym zawsze wiodły i wiodą wszelakiej maści pokrowce i etui na iPhony. To logiczne - takie etui to jedyny sposób, aby zaznaczyć swoją odrębność pośród wielomilionowego stada posiadaczy identycznych iPhonów.
Foto: My Apple
Idea strojenia iPhona w kolorowe ubranka, wyrażające nietuzinkową indywidualność i kreatywność właściciela, to temat, któremu poświęciłem już niejeden artykuł. Dziś więc - pominąwszy małą dygresję na temat przyprawiającego o szczękościsk, oczojebnego koloru prezentowanego etui - chciałbym się skupić jedynie na wysoce wątpliwej funkcjonalności tego wynalazku.
Otóż takie etui, jak mniemam, może sobie sprawić jedynie wyjątkowej klasy iDiota. I nie chodzi mi o kolor, rodem ze snów solaryzowanej bikejki. Pomijam też fakt, że trzymanie karty z paskiem magnetycznym w bezpośrednim sąsiedztwie telefonu, który wali promieniowaniem elektromagnetycznym jak Czernobyl, to kiepski pomysł. Chodzi mi o coś innego.
Nie od dziś wiadomo, że jumanie iPhonów w pięknych okolicznościach przyrody to narodowy sport w wielu krajach. Zazwyczaj złodziej ogranicza się do wyrwania telefonu z ręki ofiary i czym prędzej czmycha chyłkiem. Trzeba być wyjątkowo szczodrym iDiotą, żeby do skradzionego iPhona dorzucać jeszcze bonus w postaci gratisowej kasy, własnych dokumentów, karty kredytowej i kluczy do domu.
No chyba, że kogoś kręci pozostanie na ulicy bez telefonu, dokumentów i pieniędzy na powrót do domu. Oczywiście już okradzionego do ostatniej cukierniczki. Bo adres był na dokumentach razem z kluczami w środku etui. A PIN do karty był zanotowany w telefonie. Dzięki temu wspaniałemu etui w jednej chwili można stać się nędzarzem, bezbronnym jak przedszkolanka w bieliźnie wsadzona do klatki MMA. Ale jeśli kogoś to kręci...
Jedyna nadzieja w tym, że złodziej obdarzony resztkami poczucia estetyki zrezygnuje z kradzieży na widok przerażającego koloru tego etui. Ale znając gust amatorów cudzych iPhonów, na to tak bardzo bym nie liczył...
Foto: My Apple
Idea strojenia iPhona w kolorowe ubranka, wyrażające nietuzinkową indywidualność i kreatywność właściciela, to temat, któremu poświęciłem już niejeden artykuł. Dziś więc - pominąwszy małą dygresję na temat przyprawiającego o szczękościsk, oczojebnego koloru prezentowanego etui - chciałbym się skupić jedynie na wysoce wątpliwej funkcjonalności tego wynalazku.
Otóż takie etui, jak mniemam, może sobie sprawić jedynie wyjątkowej klasy iDiota. I nie chodzi mi o kolor, rodem ze snów solaryzowanej bikejki. Pomijam też fakt, że trzymanie karty z paskiem magnetycznym w bezpośrednim sąsiedztwie telefonu, który wali promieniowaniem elektromagnetycznym jak Czernobyl, to kiepski pomysł. Chodzi mi o coś innego.
Nie od dziś wiadomo, że jumanie iPhonów w pięknych okolicznościach przyrody to narodowy sport w wielu krajach. Zazwyczaj złodziej ogranicza się do wyrwania telefonu z ręki ofiary i czym prędzej czmycha chyłkiem. Trzeba być wyjątkowo szczodrym iDiotą, żeby do skradzionego iPhona dorzucać jeszcze bonus w postaci gratisowej kasy, własnych dokumentów, karty kredytowej i kluczy do domu.
No chyba, że kogoś kręci pozostanie na ulicy bez telefonu, dokumentów i pieniędzy na powrót do domu. Oczywiście już okradzionego do ostatniej cukierniczki. Bo adres był na dokumentach razem z kluczami w środku etui. A PIN do karty był zanotowany w telefonie. Dzięki temu wspaniałemu etui w jednej chwili można stać się nędzarzem, bezbronnym jak przedszkolanka w bieliźnie wsadzona do klatki MMA. Ale jeśli kogoś to kręci...
Jedyna nadzieja w tym, że złodziej obdarzony resztkami poczucia estetyki zrezygnuje z kradzieży na widok przerażającego koloru tego etui. Ale znając gust amatorów cudzych iPhonów, na to tak bardzo bym nie liczył...