applefobia
Applefobia


Loading...

Apple się prosi

Jak twierdzi borsuk, który kiedyś próbował podjąć zaocznie naukę w korespondencyjnym technikum zootechnicznym, tylko świnie się proszą. A mo...

Jak twierdzi borsuk, który kiedyś próbował podjąć zaocznie naukę w korespondencyjnym technikum zootechnicznym, tylko świnie się proszą. A może prosią... Mniejsza z tym. Ważne, że teraz Apple zaczyna się prosić.



Przez całe lata, za czasów Steva Jobsa, Apple miało olewający stosunek do mediów. Inne firmy rozdawały przedpremierowy sprzęt do recenzji, wręczały żurnalistom suweniry, organizowały pokazy i konferencje, przesyłały materiały prasowe - byle tylko pisać o ich produktach. Sam się o tym przekonałem po zaproszeniu na prezentację HP Z1... Do dziś mam tego pendriva :)

Tymczasem Apple miało w d.pie dziennikarzy, którzy musieli na kolanach błagać o uchylenie rąbka paranoicznie strzeżonej tajemnicy o nowych produktach. Kupertyński PR nie przepracowywał się zanadto. Ci, którzy chcieli się czegoś dowiedzieć ze źródła, albo zobaczyć jakieś nowości na własne oczy, musieli bulić grubą kasę za wstęp na konferencje organizowane przez Apple. A jak chciałeś sprzęt do testów, to musiałeś odstać swoje w kolejce i go sobie kupić. Również filmowcy, gnani owczym pędem, robili darmowy product placement, upychając Maki gdzie popadło w co drugim hollywoodzkim filmie. Bo ładnie wyglądały...

Oczywiście w tym szaleństwie tkwiła metoda, wielce korzystna dla Apple, bo dzięki temu przed żadną premierą kolejnego cuda nikt na świecie nie wiedział, jakie babole tkwią w sprzęcie, więc do sklepów ustawiały się milionowe kolejki beta-testerów. A potem było już za późno, bo jak ktoś kupił w ciemno i się zawiódł, to przecież nie przyznał się, że zrobił głupstwo. Więc czarnego PR było jak na lekarstwo.

Jednak nadeszły takie czasy, że pyszna i dumna firma Apple zauważyła, że coraz mniej dziennikarzy pisze o niej na klęczkach, zajmując się coraz chętniej dynamicznie rozwijającą się konkurencją. Z pozycji lidera, pieszczocha i ulubieńca mediów Apple zeszło na dalszy plan, pomału stając się sztampowym i nudnym bohaterem drugiej i trzeciej kolumny. I to wymienianym nie z racji swoich zasług, a głównie z powodu procesów sądowych z Samsungiem.

Ktoś tam w Cupertino poczuł wreszcie gorący oddech na karku. A po odkryciu, że w tym przypadku chodzi o gorący oddech konkurencji, nagle zaczęli kombinować, jak w podnieść zainteresowanie mediów swoimi już nieco zacofanymi zabawkami. Po tylu latach przerwy może to być trudne zadanie...

Jednym ze znaków, że Apple boleśnie odczuło spadek sprzedaży, walnięcie kursu akcji i ogólny spadek zainteresowania, jest to, że ocknął się kupertyński PR i marketing, co poskutkowało tym, że mamy wysyp coraz większej ilości coraz bardziej niezrozumiałych reklam, prezentujących nudne i znane już wszystkim ograniczone możliwości iGadżetów.

To zjawisko zauważył również optymistyczny dotąd Cult of Mac - pisząc, że Apple, jak nigdy przedtem, zagoniło nierobów z działu PR do budowania na nowo relacji z mediami. Apple zaczęło intensywnie wydawać obszerne komunikaty prasowe, informować o wydarzeniach, dopraszać się zainteresowania mediów działalnością firmy - jednym słowem: przyszła koza do woza. I choć nie świnia, to się prosi...

Strona główna item

Bądź na bieżąco



REKLAMY






Losowy wpis z archiwum

Archiwum bloga