IPhone z Androidem. Tylko w Brazylii
Jeśli Brazylia do tej pory kojarzyła wam się z piłką nożną, wuwuzelą i pięknymi plażami pełnymi dziewczyn topless, to jest to jak najbardzie...
http://applefobia.blogspot.com/2013/02/iphone-z-androidem-tylko-w-brazylii.html
Jeśli Brazylia do tej pory kojarzyła wam się z piłką nożną, wuwuzelą i pięknymi plażami pełnymi dziewczyn topless, to jest to jak najbardziej prawidłowe skojarzenie. Teraz trzeba będzie jeszcze dodać to tej listy skojarzeń skuteczne i niezależne sądownictwo.
Niestety, bardzo nad tym ubolewam, ale Applefobia nie jest blogiem o pięknych dziewczynach topless, ani o kopaniu piłki i napierdzielaniu na wuwuzeli (nad czym ubolewam już znacznie mniej), więc z obowiązku skupmy się na brazylijskim sądownictwie.
Otóż brazylijscy sędziowie pokazali, że mają jaja wielkości co najmniej orzechów kokosowych. Niekoniecznie chciałbym tych dżentelmenów zobaczyć na plaży w stringach, nawet w towarzystwie dziewczyn topless, ale chciałbym, aby każdy kraj umiał bronić interesów rodzimych firm tak jak Brazylia.
Brazylijski sąd zdecydował bowiem, że Apple nie może na terenie tego kraju sprzedawać ani iPhona, ani innych produktów, zawierających w nazwie "iPhone". A więc również aplikacji czy akcesoriów. I nie była to decyzja spowodowana migreną czy złym samopoczuciem z powodu zachmurzenia. Po prostu w Brazylii produkuje się iPhony już od 2000 roku, czyli trochę dłużej, niż mogą pamiętać najmłodsi ajfoniarze.
Prawa do nazwy iPhone posiada firma Gradiente i pod taką nazwą robi swoje telefony już kilkanaście lat. Wprawdzie te aktualne brazylijskie iPhony to dość przeciętne Androidy o kiepskich parametrach, ale trudno. Dura lex sed lex. Nie ma zmiłuj się - Apple w Brazylii wyżej ajfona nie podskoczy, a TimKuk może sobie co najwyżej wejść na Corcovado i zagrać na wuwuzeli. Do 22-giej, czy o której tam obowiązuje cisza nocna.
To musiało nieźle zaboleć w Cupertino, że w tak dużym kraju nawet dziewczynom topless nazwa iPhone kojarzy się z tanim telefonem z Androidem. Ale cóż. Kto patentem wojuje, ten od stringów ginie... eee... to znaczy, chciałem powiedzieć co innego, ale ciągle widzę te dziewczyny na plaży... Idę się napić bromu i zaraz wracam...
O czym to ja... Aha! Decyzja brazylijskiego sądu to bardzo ładny przykład równowagi żywiołów w przyrodzie. Apple, które nieustannie gnębi jakieś Bogu ducha winne firmy w obcych krajach z powodu podobieństwa czegoś tam do jabłka, teraz dostało z liścia (palmowego) i kopa w d.pę podkutym glanem. Prawo jest takie samo dla wszystkich, nawet szpanerów z Kalifornii.
Interesujący wydaje się możliwy rozwój wypadków. Albo Apple zrezygnuje z Brazylii, co raczej niemożliwe, bo parcie na rynek mają większe niż Krzyżacy na Mazowsze w XIV wieku. Albo bulną parędziesiąt milionów dolców za prawa do nazwy, co już musieli raz zrobić w Chinach, gdzie nazwa iPad również należała do lokalnej firmy. Ostatecznie Brazylii grozi zmasowane natarcie sił rowerowych od strony Przesmyku Panamskiego, ale tego akurat bym się nie obawiał, bo znając Mapy Apple, kupertyńczycy utkną gdzieś w okolicy Kamczatki i nawet nie zobaczą dziewczyn topless...
Nie do wiary, pięć razy wspomniałem o dziewczynach topless? O! Sześć!
Niestety, bardzo nad tym ubolewam, ale Applefobia nie jest blogiem o pięknych dziewczynach topless, ani o kopaniu piłki i napierdzielaniu na wuwuzeli (nad czym ubolewam już znacznie mniej), więc z obowiązku skupmy się na brazylijskim sądownictwie.
Otóż brazylijscy sędziowie pokazali, że mają jaja wielkości co najmniej orzechów kokosowych. Niekoniecznie chciałbym tych dżentelmenów zobaczyć na plaży w stringach, nawet w towarzystwie dziewczyn topless, ale chciałbym, aby każdy kraj umiał bronić interesów rodzimych firm tak jak Brazylia.
Brazylijski sąd zdecydował bowiem, że Apple nie może na terenie tego kraju sprzedawać ani iPhona, ani innych produktów, zawierających w nazwie "iPhone". A więc również aplikacji czy akcesoriów. I nie była to decyzja spowodowana migreną czy złym samopoczuciem z powodu zachmurzenia. Po prostu w Brazylii produkuje się iPhony już od 2000 roku, czyli trochę dłużej, niż mogą pamiętać najmłodsi ajfoniarze.
Prawa do nazwy iPhone posiada firma Gradiente i pod taką nazwą robi swoje telefony już kilkanaście lat. Wprawdzie te aktualne brazylijskie iPhony to dość przeciętne Androidy o kiepskich parametrach, ale trudno. Dura lex sed lex. Nie ma zmiłuj się - Apple w Brazylii wyżej ajfona nie podskoczy, a TimKuk może sobie co najwyżej wejść na Corcovado i zagrać na wuwuzeli. Do 22-giej, czy o której tam obowiązuje cisza nocna.
To musiało nieźle zaboleć w Cupertino, że w tak dużym kraju nawet dziewczynom topless nazwa iPhone kojarzy się z tanim telefonem z Androidem. Ale cóż. Kto patentem wojuje, ten od stringów ginie... eee... to znaczy, chciałem powiedzieć co innego, ale ciągle widzę te dziewczyny na plaży... Idę się napić bromu i zaraz wracam...
O czym to ja... Aha! Decyzja brazylijskiego sądu to bardzo ładny przykład równowagi żywiołów w przyrodzie. Apple, które nieustannie gnębi jakieś Bogu ducha winne firmy w obcych krajach z powodu podobieństwa czegoś tam do jabłka, teraz dostało z liścia (palmowego) i kopa w d.pę podkutym glanem. Prawo jest takie samo dla wszystkich, nawet szpanerów z Kalifornii.
Interesujący wydaje się możliwy rozwój wypadków. Albo Apple zrezygnuje z Brazylii, co raczej niemożliwe, bo parcie na rynek mają większe niż Krzyżacy na Mazowsze w XIV wieku. Albo bulną parędziesiąt milionów dolców za prawa do nazwy, co już musieli raz zrobić w Chinach, gdzie nazwa iPad również należała do lokalnej firmy. Ostatecznie Brazylii grozi zmasowane natarcie sił rowerowych od strony Przesmyku Panamskiego, ale tego akurat bym się nie obawiał, bo znając Mapy Apple, kupertyńczycy utkną gdzieś w okolicy Kamczatki i nawet nie zobaczą dziewczyn topless...
Nie do wiary, pięć razy wspomniałem o dziewczynach topless? O! Sześć!