Gdzie TimKuk leczy depresję?
Sporo ostatnio piszę o TimKuku , ale co zrobić - chłopina sam się pcha na świecznik i wszędzie go pełno. Zgodnie ze strategią otwarcia na me...
http://applefobia.blogspot.com/2013/02/gdzie-timkuk-leczy-depresje.html
Sporo ostatnio piszę o TimKuku, ale co zrobić - chłopina sam się pcha na świecznik i wszędzie go pełno. Zgodnie ze strategią otwarcia na media, ostro lansuje się na salonach. Ostatnio Obama pozwolił mu nawet posiedzieć trochę koło żony. Znaczy, koło żony Obamy, bo sam TimKuk, mimo że to niezła partia do wzięcia, jakoś uchował się w stanie bezżennym. Ale ja nie o tym...
Otóż, wracając do tytułu - depresja nie wybiera i dopada wszystkich ludzi bez wyjątku. Cierpią na nią na przykład hejterzy-nędzarze, których nie stać na iPhona albo MacBooka, bo wydali cały swój majątek na zęby, zniszczone wskutek zgrzytania podczas seansów nienawiści, gdy patrzą przekrwionymi oczami na wspaniałe zabawki Apple, myśląc intensywnie, gdzie i komu by je wsadzili.
Depresja okrutnie gnębi nieszczęśników, którzy z niezrozumiałych powodów zamiast wspaniałego i bezproblemowego OS X Nizinna Nutria wybrali permanentnie wieszające się Windowsy i męczą się teraz całymi dniami, z palcami obolałymi od nieustannego resetowania BSOD, międląc w spierzchniętych ustach plugawe przekleństwa na temat matki Billa Gatesa i jego dalszej rodziny.
Takoż nieustannej depresji doświadczają posiadacze skrzypiących i zamulających biedafonów z Androidem, bezpłodnie trawiący dnie i noce na obsesyjnym rootowaniu swych urządzeń i walce z milionami niepotrzebnych ustawień, zamiast kupić sobie iPhona, mieć tylko jeden przycisk i robić zaledwie jedną aktualizację i jeden jailbreak miesięcznie.
Depresja prześladuje też linuksiarzy, na pokaz zadzierających nosa z powodu swej rzekomej wiedzy tajemnej, a w skrytości połykających łzy upokorzenia i bólu spowodowanego nieustanną kompilacją zmaltretowanego jądra. Lub jąder, jeśli w przypływie szaleństwa zainstalowali Linuxa na dwóch maszynach.
I ja również wpadam w czarną depresję, gdy widzę, że strona Apple na Fejsie ma 8,7 miliona lajków, a Applefobia tak mało... Co robię źle, gdzie popełniłem błąd? :)))
Ale czy to możliwe, żeby depresja trapiła najbogatszego CEO świata, szefa firmy przewodzącej wolnemu światu, władającego kosmicznymi technologiami i korzystającego na co dzień bez żadnych ograniczeń z tak pięknych, niezawodnych i intuicyjnych gadżetów jak iPhone, iPad, MacBook czy iMac? Nie może być!
A jednak... Jego też czasem dopada zwątpienie i marazm. Nie wiemy, dlaczego, ale mniejsza z tym. Co nas obchodzi, że SIRI podała zły przepis na suflet... I co On wtedy robi? Jak sobie radzi? Jakiemu wybitnemu psychoterapeucie powierza swe troski i zmartwienia? Nie zgadniecie... Idzie do Apple Store!
W tym miejscu grzecznościowo posłużę się tłumaczeniem z MyApple, bowiem tamtejsi lingwiści nie mają sobie równych i biją na głowę moje skromne umiejętności, a mnie po prostu trzęsą się ręce z emocji, gdy o tym piszę:
Niestety, prawda jest okrutna. Na taką terapię może pozwolić sobie tylko człowiek zakochany do szaleństwa w produktach własnej firmy i przeżywający nieustającą ekscytację na ich widok. No bo co ma zrobić szef firmy produkującej deski sedesowe?
TimKuk przed terapią... |
Otóż, wracając do tytułu - depresja nie wybiera i dopada wszystkich ludzi bez wyjątku. Cierpią na nią na przykład hejterzy-nędzarze, których nie stać na iPhona albo MacBooka, bo wydali cały swój majątek na zęby, zniszczone wskutek zgrzytania podczas seansów nienawiści, gdy patrzą przekrwionymi oczami na wspaniałe zabawki Apple, myśląc intensywnie, gdzie i komu by je wsadzili.
Depresja okrutnie gnębi nieszczęśników, którzy z niezrozumiałych powodów zamiast wspaniałego i bezproblemowego OS X Nizinna Nutria wybrali permanentnie wieszające się Windowsy i męczą się teraz całymi dniami, z palcami obolałymi od nieustannego resetowania BSOD, międląc w spierzchniętych ustach plugawe przekleństwa na temat matki Billa Gatesa i jego dalszej rodziny.
Takoż nieustannej depresji doświadczają posiadacze skrzypiących i zamulających biedafonów z Androidem, bezpłodnie trawiący dnie i noce na obsesyjnym rootowaniu swych urządzeń i walce z milionami niepotrzebnych ustawień, zamiast kupić sobie iPhona, mieć tylko jeden przycisk i robić zaledwie jedną aktualizację i jeden jailbreak miesięcznie.
Depresja prześladuje też linuksiarzy, na pokaz zadzierających nosa z powodu swej rzekomej wiedzy tajemnej, a w skrytości połykających łzy upokorzenia i bólu spowodowanego nieustanną kompilacją zmaltretowanego jądra. Lub jąder, jeśli w przypływie szaleństwa zainstalowali Linuxa na dwóch maszynach.
I ja również wpadam w czarną depresję, gdy widzę, że strona Apple na Fejsie ma 8,7 miliona lajków, a Applefobia tak mało... Co robię źle, gdzie popełniłem błąd? :)))
Ale czy to możliwe, żeby depresja trapiła najbogatszego CEO świata, szefa firmy przewodzącej wolnemu światu, władającego kosmicznymi technologiami i korzystającego na co dzień bez żadnych ograniczeń z tak pięknych, niezawodnych i intuicyjnych gadżetów jak iPhone, iPad, MacBook czy iMac? Nie może być!
A jednak... Jego też czasem dopada zwątpienie i marazm. Nie wiemy, dlaczego, ale mniejsza z tym. Co nas obchodzi, że SIRI podała zły przepis na suflet... I co On wtedy robi? Jak sobie radzi? Jakiemu wybitnemu psychoterapeucie powierza swe troski i zmartwienia? Nie zgadniecie... Idzie do Apple Store!
W tym miejscu grzecznościowo posłużę się tłumaczeniem z MyApple, bowiem tamtejsi lingwiści nie mają sobie równych i biją na głowę moje skromne umiejętności, a mnie po prostu trzęsą się ręce z emocji, gdy o tym piszę:
Nie mam zbyt wielu złych dni (...), ale jeśli kiedykolwiek czuję, że mój poziom ekscytacji opada, idę odwiedzić [nasz] sklep. (...) One są jak lek przeciwdepresyjny.”To takie proste... Wystarczy przekroczyć szklane drzwi i już jest gites :)
...i już dobrze... |
Niestety, prawda jest okrutna. Na taką terapię może pozwolić sobie tylko człowiek zakochany do szaleństwa w produktach własnej firmy i przeżywający nieustającą ekscytację na ich widok. No bo co ma zrobić szef firmy produkującej deski sedesowe?