Cyknij, zanim spożyjesz...
Instagramizacja umysłu u niektórych osób zaszła już tak daleko, że nie przełkną swojego skromnego codziennego sushi, dopóki go nie sfotograf...
http://applefobia.blogspot.com/2013/02/cyknij-zanim-spozyjesz.html
Instagramizacja umysłu u niektórych osób zaszła już tak daleko, że nie przełkną swojego skromnego codziennego sushi, dopóki go nie sfotografują i nie roześlą fotki do znajomych. Nie wiem, czy inaczej im nie smakuje, czy w grę wchodzą jakieś osobliwe względy towarzyskie, ale ja swoją bułkę z salcesonem mogę zjeść nawet bez popitki i wcale nie czuję potrzeby, aby jej zdjęcie wysyłać borsukowi...
Zjawisko rozpowszechniło się do tego stopnia, osobliwie wśród ajfoniarzy, że w co drugiej knajpie nie można spokojnie zjeść, bo bez przerwy błyskają flesze, a fotki posiłków niezwłocznie trafiają do Instagrama i obiegają świat, jeszcze zanim pokarm zdąży przejść przez otwór wlotowy posiadacza iPhona.
Zanim jednak zaczniemy naśmiewać się z osób, które z takim nabożeństwem zapychają pamięć swojego iPhona fotkami posiłków, zanim obrzucimy ich w myślach grubym słowem i uznamy za pogiętych świrusów (na co oczywiście w pełni zasługują), spójrzmy na zjawisko z innej strony - a może czegoś nie wiemy?
Być może posiłek po sfotografowaniu iPhonem smakuje inaczej? Lepiej? Bardziej wykwintnie? Być może oni wierzą w to, że flesz w iPhonie działa tak jak te fioletowe lampy w szpitalach i zabija bakterie? Nie wiem. Niestety nie dysponuję iPhonem, więc nie mogę tego sprawdzić, a mój skrzypiący telefon z Androidem nie wywiera żadnego zauważalnego wpływu na moje posiłki - kaszanka wciąż ma ten sam zapach i smak, a jedyna korzyść jest taka, że przy robieniu zdjęcia udaje się przepłoszyć trochę much.
Być może, wbrew pozorom, w tej na pierwszy rzut oka całkiem chorej czynności kryje się głęboka życiowa mądrość? No bo wyobraźcie sobie taką sytuację, że nawet po najbardziej szalonej imprezie, gdy właśnie z głową w kiblu wyrzucacie z siebie efekty popijawy, to przynajmniej możecie sprawdzić na Instagramie, co wam zaszkodziło, a dzięki geolokalizacji zdjęcia wszyscy wasi znajomi na Fejsie już wiedzą, do której knajpy lepiej nie chodzić.
Są też podobno takie aplikacje, które na podstawie zdjęcia posiłku obliczają ilość przyswojonych kalorii. Dzięki temu solarki i bikejki na diecie mogą kontrolować swoje dzienne limity obżarstwa. Jedna fotka i wszystko wiadomo. A gdy się przesadzi z kaloriami i iPhone o tym ostrzeże - palec w migdały i można się pozbyć nadwyżki. Potem już tylko jedna fotka kontrolna rzygowin, aby sprawdzić czy wyszło tyle, ile powinno i można ewentualnie zrobić poprawkę albo dojeść nadwyżkę... Chyba mi niedobrze...
Fotki: JoeMonster
Zjawisko rozpowszechniło się do tego stopnia, osobliwie wśród ajfoniarzy, że w co drugiej knajpie nie można spokojnie zjeść, bo bez przerwy błyskają flesze, a fotki posiłków niezwłocznie trafiają do Instagrama i obiegają świat, jeszcze zanim pokarm zdąży przejść przez otwór wlotowy posiadacza iPhona.
Zanim jednak zaczniemy naśmiewać się z osób, które z takim nabożeństwem zapychają pamięć swojego iPhona fotkami posiłków, zanim obrzucimy ich w myślach grubym słowem i uznamy za pogiętych świrusów (na co oczywiście w pełni zasługują), spójrzmy na zjawisko z innej strony - a może czegoś nie wiemy?
Być może posiłek po sfotografowaniu iPhonem smakuje inaczej? Lepiej? Bardziej wykwintnie? Być może oni wierzą w to, że flesz w iPhonie działa tak jak te fioletowe lampy w szpitalach i zabija bakterie? Nie wiem. Niestety nie dysponuję iPhonem, więc nie mogę tego sprawdzić, a mój skrzypiący telefon z Androidem nie wywiera żadnego zauważalnego wpływu na moje posiłki - kaszanka wciąż ma ten sam zapach i smak, a jedyna korzyść jest taka, że przy robieniu zdjęcia udaje się przepłoszyć trochę much.
Być może, wbrew pozorom, w tej na pierwszy rzut oka całkiem chorej czynności kryje się głęboka życiowa mądrość? No bo wyobraźcie sobie taką sytuację, że nawet po najbardziej szalonej imprezie, gdy właśnie z głową w kiblu wyrzucacie z siebie efekty popijawy, to przynajmniej możecie sprawdzić na Instagramie, co wam zaszkodziło, a dzięki geolokalizacji zdjęcia wszyscy wasi znajomi na Fejsie już wiedzą, do której knajpy lepiej nie chodzić.
Są też podobno takie aplikacje, które na podstawie zdjęcia posiłku obliczają ilość przyswojonych kalorii. Dzięki temu solarki i bikejki na diecie mogą kontrolować swoje dzienne limity obżarstwa. Jedna fotka i wszystko wiadomo. A gdy się przesadzi z kaloriami i iPhone o tym ostrzeże - palec w migdały i można się pozbyć nadwyżki. Potem już tylko jedna fotka kontrolna rzygowin, aby sprawdzić czy wyszło tyle, ile powinno i można ewentualnie zrobić poprawkę albo dojeść nadwyżkę... Chyba mi niedobrze...
Fotki: JoeMonster