MacBook Pro - gorący towar
Parę dni temu, gdzieś w sieci trafiłem na artykuł, głoszący dość śmiałą tezę, iż używany MacBook Pro jest lepszy od nowego laptopa dowolne...
http://applefobia.blogspot.com/2014/01/macbook-pro-goracy-towar.html
Parę dni temu, gdzieś w sieci trafiłem na artykuł, głoszący dość śmiałą tezę, iż używany MacBook Pro jest lepszy od nowego laptopa dowolnej marki i gdyby jakiś kreatywny profesjonalista szukał niezawodnej i wydajnej maszyny do pracy, to powinien w ciemno brać używanego MacBooka z równie używanym owocem w logo. No cóż, życie w brutalny sposób właśnie zweryfikowało tę teorię...
Jak donoszą płaczliwe fanbojskie głosy z różnych zakątków świata, MacBooki Pro z 2011 roku są nękane przez plagę awarii wbudowanej karty graficznej. Pod mocniejszym obciążeniem (Facebook, Instagram, Tomb Raider) karta graficzna zaczyna wyświetlać przypadkowo wygenerowane sample sztuki nowoczesnej...
...aby po jakimś czasie kompletnie zawiesić system. Ja wiem, że produkty Apple się nie wieszają, a miewają jedynie "momenty zastanowienia", ale ile, k..wa, można się zastanawiać? Ostatecznie, po ostudzeniu i restarcie systemu MacBooki nadają się ponownie do użycia, choć jak wynika z doniesień, lawinowo przybywa przypadków całkowitej śmierci klinicznej, na którą pomaga jedynie radosna wizyta w serwisie i wymiana płyty głównej, czyli w zasadzie całości elektroniki MacBooka. Jak wiadomo - tanio nie jest...
Zaledwie trzy lata wystarczają, żeby profesjonalizm MacBooka Pro zwietrzał jak niezakręcony słoik butaprenu, a cudowny komputer Apple zamienił się w kawał kosztownego aluminiowego złomu, co potwierdza moją prywatną opinię, że laptopa do pracy po prostu trzeba umieć zrobić. Od prawie pięciu lat zajeżdżam po 10-12 godzin dziennie skrzypiącego, blaszanego laptopa od Della, katuję go renderami 3D i innymi grafikami, a jedyną jego reakcją na takie traktowanie jest od czasu do czasu mocniejsze zakręcenie wiatrakiem.
O właśnie, a propos chłodzenia - jak ku swemu zaskoczeniu odkryli posiadacze martwych, ale wciąż profesjonalnych MacBooków Pro, wszystkiemu winne jest permanentne przegrzanie wnętrza przecudnego ameliniowego unibody. Ja, o dziwo, nie jestem w ogóle zaskoczony, bo już od dawna wiem, że chłodzenie w MacBookach jest równie skuteczne jak próba gaszenia reaktora atomowego pianką do golenia i mokrym ręcznikiem.
Rzecz jasna,, Apple zna winnego - jest nim AMD, dostawca kart graficznych Radeon. Tyle tylko, że te same Radeony w innych laptopach jakoś nie padają jak muchy. Każda elektronika potrzebuje właściwych warunków do pracy. Choćby grafiki dla Apple dostarczała firma z Plutona, to i tak zostaną usmażone na żużel przez innowacyjne chłodzenie MacBooka, polegające na nadprzestrzennej wymianie jonów amazingu pomiędzy płynnym jądrem procesora a ameliniową obudową. Oczywiście dopóki nie zabraknie jonów...
Źródła: MacRumors, Apple Insider, MyApple
Jak donoszą płaczliwe fanbojskie głosy z różnych zakątków świata, MacBooki Pro z 2011 roku są nękane przez plagę awarii wbudowanej karty graficznej. Pod mocniejszym obciążeniem (Facebook, Instagram, Tomb Raider) karta graficzna zaczyna wyświetlać przypadkowo wygenerowane sample sztuki nowoczesnej...
...aby po jakimś czasie kompletnie zawiesić system. Ja wiem, że produkty Apple się nie wieszają, a miewają jedynie "momenty zastanowienia", ale ile, k..wa, można się zastanawiać? Ostatecznie, po ostudzeniu i restarcie systemu MacBooki nadają się ponownie do użycia, choć jak wynika z doniesień, lawinowo przybywa przypadków całkowitej śmierci klinicznej, na którą pomaga jedynie radosna wizyta w serwisie i wymiana płyty głównej, czyli w zasadzie całości elektroniki MacBooka. Jak wiadomo - tanio nie jest...
Zaledwie trzy lata wystarczają, żeby profesjonalizm MacBooka Pro zwietrzał jak niezakręcony słoik butaprenu, a cudowny komputer Apple zamienił się w kawał kosztownego aluminiowego złomu, co potwierdza moją prywatną opinię, że laptopa do pracy po prostu trzeba umieć zrobić. Od prawie pięciu lat zajeżdżam po 10-12 godzin dziennie skrzypiącego, blaszanego laptopa od Della, katuję go renderami 3D i innymi grafikami, a jedyną jego reakcją na takie traktowanie jest od czasu do czasu mocniejsze zakręcenie wiatrakiem.
O właśnie, a propos chłodzenia - jak ku swemu zaskoczeniu odkryli posiadacze martwych, ale wciąż profesjonalnych MacBooków Pro, wszystkiemu winne jest permanentne przegrzanie wnętrza przecudnego ameliniowego unibody. Ja, o dziwo, nie jestem w ogóle zaskoczony, bo już od dawna wiem, że chłodzenie w MacBookach jest równie skuteczne jak próba gaszenia reaktora atomowego pianką do golenia i mokrym ręcznikiem.
Rzecz jasna,, Apple zna winnego - jest nim AMD, dostawca kart graficznych Radeon. Tyle tylko, że te same Radeony w innych laptopach jakoś nie padają jak muchy. Każda elektronika potrzebuje właściwych warunków do pracy. Choćby grafiki dla Apple dostarczała firma z Plutona, to i tak zostaną usmażone na żużel przez innowacyjne chłodzenie MacBooka, polegające na nadprzestrzennej wymianie jonów amazingu pomiędzy płynnym jądrem procesora a ameliniową obudową. Oczywiście dopóki nie zabraknie jonów...
Źródła: MacRumors, Apple Insider, MyApple