applefobia
Applefobia


Loading...

Co wolno blogerowi?

Wydarzenia ostatnich dni i niektóre oburzone reakcje na ostatni artykuł sponsorowany uzmysłowiły mi, że prowadzenie bloga to nie jakaś tam p...

Wydarzenia ostatnich dni i niektóre oburzone reakcje na ostatni artykuł sponsorowany uzmysłowiły mi, że prowadzenie bloga to nie jakaś tam popierdółka - to odpowiedzialność i misja, z której rozliczyć i zwolnić mogą tylko Jaśnie Państwo Czytelnicy. Dziś będzie sarkastycznie. Ciekawe, kto się tym razem obrazi...





Po bez mała trzech latach pisania Applefobii doszedłem już jako bloger do pewnego rozumu, więc pora się podzielić tą garścią wiedzy. Okazuje się, że blogowanie to ciężki kawałek chleba, więc każdy bloger winien znać granice, poza które nie wypada mu się zapędzać, aby nie urazić J.P. Czytelników, z których łaski wszak żyje i dla których ma zaszczyt pisać. A zatem - co wolno blogerowi?

Przede wszystkim bloger nie ma prawa umieszczać na blogu reklam ani artykułów sponsorowanych. To oznacza, że się sprzedał, jest dziurawą szmatą i zdrajcą ideałów wyznaczonych przez Komitet Organizacyjny J.P. Czytelników. Ma zacisnąć zęby, zrobić sobie dodatkowe dziurki w pasie, ssać korę brzozową, żreć perz i lebiodę i charytatywnie pisać o głodzie po nocach, przy świeczce ulepionej ze smalcu, bo przecież J.P. Czytelnicy mają święte prawo dostać za darmo swoją codzienną porcję artykułów.

Zarabiane kasy na blogu to zbrodnia przeciwko ludzkości w ogóle, a przeciw J.P. Czytelnikom w szczególności. Jeśli bloger, wiedziony najniższymi instynktami, chce sobie zarobić, to niech idzie na trzecią zmianę jeździć na śmieciarce, niech sprzeda narządy na przeszczepy albo zajmie się stręczeniem tchórzofretek, ale wara mu od bloga. Blog powinien być wolny od komercji, pisany charytatywnie i filantropijnie, a równocześnie dostępny absolutnie za darmo dla J.P. Czytelników, którzy tylko jakimś cudem, zapewne dzięki wrodzonemu altruizmowi i delikatności, nie domagają się od blogera honorariów za codzienne, łaskawe czytanie jego wypocin.

Gdy tylko blog pozyska sponsora lub reklamodawcę, to zaraz ktoś uczynny bierze się do podliczania, jakież to kokosy bloger zarabia kosztem biednych, nieszczęśliwych Czytelników, czerpiąc w podły sposób korzyści materialne z ich obecności na blogu. Oni sobie oczy niszczą, poświęcają się, czytając te mierne bzdety, a wredny bloger łapie ich w pułapkę, bogaci się na ich krwawicy i tarza się po ich forsie z obleśnym, merkantylnym rechotem. W tym miejscu chyba pora na stosowną anegdotę:

Żebrak, stojący pod kościołem, co niedziela otrzymywał od pewnego mężczyzny dziesięciozłotowy datek. Ten zwyczaj trwał nieprzerwanie od wielu lat, sumiennie podtrzymywany przez ofiarodawcę. Gdy więc pewnego dnia w czapce wylądowało zaledwie pięć złotych, żebrak podniósł na darczyńcę bolesne, natrętne i pytające spojrzenie. Mężczyzna zakłopotał się nieco i zaczął tłumaczyć, że zmieniła się jego sytuacja finansowa, że musi posłać syna na studia. Na to żebrak z urazą odrzekł - "Hola, hola, łaskawy panie, rozumiem - studia, wydatki, ale dlaczego na mój koszt?"

Taka forma wyzysku, gdy bloger osiąga dochody z reklam lub sponsoringu, jest nie do przyjęcia, gdyż godzi w podstawowe prawo J.P. Czytelników do konsumpcji rozrywki w czystej, nieskażonej postaci. Najlepszym tego dowodem są głosy świętego oburzenia, protesty i interpelacje, podnoszone za każdym razem, gdy reklama zabierze część cennej powierzchni, gdy artykuł sponsorowany zbruka blog, który wszak jest prawowitą i jedyną własnością J.P. Czytelników. Jakim prawem bloger ośmiela się zawłaszczać ich blog dla swoich niskich, materialnych korzyści? To podłość!

Bloger musi pamiętać, że wśród J.P. Czytelników są wrażliwcy, którzy na widok tekstu sponsorowanego mogą śmiertelnie się obrazić i wytknąć blogerowi zdradę ideałów i zerwanie niepisanej umowy, w myśl której samopoczucie czytelników powinno być dla blogera dobrem najwyższym i jedynym, a darmowe dostarczanie im treści i rozrywki to wyjątkowy zaszczyt i przywilej. Przodują w tym zwłaszcza ci, co to nigdy nie chodzą do kina, bo przed filmem są te obrzydliwe reklamy, albo płacąc za gazetę wyrywają i ciskają kioskarce z odrazą w twarz strony z reklamami.

Blogerowi nie wolno pod żadnym pozorem finansować swojej działalności sprzedażą blogowych gadżetów czy koszulek, bo to razi wrażliwą duszę uczulonych na komercję J.P. Czytelników. Zaraz podnoszą larum, że blog schodzi na psy, a bloger zaprzedał się mamonie, zamiast wszystkie swe siły i czas poświęcić na regularne wykonywanie swej piśmienniczej daniny. Najbardziej urażeni są zazwyczaj ci, którzy są święcie przekonani, że to sam bloger powinien na kolanach, przy wtórze trąb i czyneli osobiście wręczyć im darmowego tiszerta, obsypując ich równocześnie płatkami róż i hiacyntów i uniżenie dziękując za to, że za darmo czytają jego bloga. Inna forma hołdu w ogóle nie wchodzi w grę.

Bloger nie powinien zaśmiecać bloga linkami do fanpejdżów, lajków, plusów, tweetów czy innych form promowania bloga i zdobywania kolejnych czytelników. To niegodne, chciwe i zachłanne. Jak mówi przysłowie - "Siedź w kącie, a znajdą cię". Dlaczego, co co już czytają, mają gnieść się w tłumie i tracić błogie poczucie, że blog jest pisany tylko i wyłącznie dla nich?

Bloger nie może iść na urlop, zmęczyć się pisaniem, zrobić sobie wolnego, nie może mu zachorować pies ani wściec się borsuk. Bloger ma pisać non stop! Samolubne i egocentryczne przerwy w pisaniu powodują depresję u osób uzależnionych od bloga, które boleśnie odczuwają objawy odstawienia i głodu epistolograficznego i okrutnie cierpią, gdy bloger nie wypełnia należycie swoich obowiązków, których wszak podjął się, rozpoczynając pisanie.

Równocześnie bloger nie powinien też pisać zbyt dużo i często, bo z kolei co wybredniejsi J.P. Czytelnicy, a zwłaszcza ci, którzy mają problem z płynnym czytaniem, zaraz zaczynają narzekać w komentarzach, że słabo, że kicha, poziom bloga leci na łeb, że ilość zastąpiła jakość, a oni woleliby rzadziej, ale lepsze i bardziej dopracowane artykuły. I najlepiej, żeby pisał je Paulo Coelho albo przynajmniej Kuba Wojewódzki. A w ogóle to już czasem mają tego dość, są znudzeni i nie chce im się czytać tak dużo.

Bloger nie może pisać o rzeczach błahych. Ma być mocno, z pasją, z dymem, świstem i przytupem, na najwyższym światowym poziomie. Ma śmieszyć, poruszać, budzić emocje i żeby było na temat i z sensem. Ma być mądrze, kompetentnie, merytorycznie z podaniem źródeł, bibliografii i przypisów, a równocześnie tak, żeby boki zrywać i opluć monitor. W zamian bloger może liczyć na łaskawy komentarz o treści "Pierwszy!", a jak sobie dobrze zasłuży, to dostanie łaskawego lajka na Fejsie.

Bloger nie ma prawa odchodzić od tematu. Jeśli blog dotyczy hodowli pieczarek na końskim nawozie, to uchowaj Bóg napomknąć cokolwiek o krowim łajnie albo truflach. Ma być o pieczarkach i koniec, bo czytelnicy nie po to tu wchodzą, żeby czytać jakieś duperele i osobiste wynurzenia, tylko chcą dostać to, co jest określone w nagłówku bloga. Akcje charytatywne? Udział w konkursach? Sprawy osobiste? To ordynarne nadużycie i tylko zabiera cenny czas J.P. Czytelników. Tak się nie robi. Niech się bloger spełnia i lansuje gdzie indziej.

Wszelkie odstępstwa od wyżej podanych norm grożą blogerowi Najwyższym Wymiarem Kary - utratą J.P. Czytelników, którzy najpierw w komentarzach wyrażają swoje rozczarowanie poczynaniami blogera, potem udzielają ostatniego ostrzeżenia, a gdy bloger nadal jest krnąbrny i łamie zasady - z hukiem obwieszczają swe ostateczne odejście. Nierzadko po kilka razy w miesiącu, aby jeszcze bardziej dopiec blogerowi. Niech ma sukinsyn i koci pomiot za swoje!

No, to strzeliłem sobie focha, a teraz się dowiemy, kto i ile zrozumiał :)


Strona główna item

Bądź na bieżąco



REKLAMY






Losowy wpis z archiwum

Archiwum bloga