Na misia...
Jak donoszą przerażone media, znowu ktoś obrobił Apple Store. Tym razem stało się to w kanadyjskim Vancouver, gdzie dokonano grabieży metodą...
http://applefobia.blogspot.com/2013/03/na-misia.html
Jak donoszą przerażone media, znowu ktoś obrobił Apple Store. Tym razem stało się to w kanadyjskim Vancouver, gdzie dokonano grabieży metodą "na misia"...
Jeśli nie jesteście wytrawnymi rabusiami Apple Storów ani znawcami jabłkowej kryminalistyki, to już wyjaśniam, że stosunkowo nowa i mało znana metoda "na misia" polega na tym, że opryskuje się całe wnętrze Apple Store i znajdujących się tam ludzi pieprzowym sprayem na niedźwiedzie. A potem, gdy już wszyscy klienci oraz geniusze z baru solidarnie smarkają, ślizgają się na glutach i płaczą jak bobry, spokojnie pakuje się towar w wory i wychodzi pogwizdując dowolną piosenkę z toplisty iTunes.
Metoda "na misia" okazuje się nad wyraz skuteczna w zamkniętych pomieszczeniach. Nie ma mowy, żeby ktoś zadzwonił na policję, bo ze łzami w oczach trudno wybrać jakikolwiek numer, zwłaszcza gdy osmarkany iPhonie wyślizguje się z dłoni. Na takie okazje lepszy byłby telefon z klawiszami, ale kto by się ośmielił wejść z czymś takim do Apple Store... Również ucieczka ze sklepu na oślep nie wchodzi w grę, bo jak w takim stanie odróżnić szklaną ścianę od drzwi za 100.000 dolców?
Wprawdzie metoda "na misia" jest ograniczona do nielicznych obszarów, gdzie można bez problemu w sklepach z chemią gospodarczą dostać spray na niedźwiedzie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby w pozostałych częściach świata zastosować inne specyfiki łzopędne i porażające zmysły - spray na karaluchy, bombę domestosową, granat z kostki WC o zapachu leśnym, świeżo tartą cebulę bądź najpotężniejszą znaną broń biologiczną, czyli patyk z kupą. Już tam kreatywni fanboje-złodzieje na pewno coś wymyślą...
Źródło: Apple Insider
Jeśli nie jesteście wytrawnymi rabusiami Apple Storów ani znawcami jabłkowej kryminalistyki, to już wyjaśniam, że stosunkowo nowa i mało znana metoda "na misia" polega na tym, że opryskuje się całe wnętrze Apple Store i znajdujących się tam ludzi pieprzowym sprayem na niedźwiedzie. A potem, gdy już wszyscy klienci oraz geniusze z baru solidarnie smarkają, ślizgają się na glutach i płaczą jak bobry, spokojnie pakuje się towar w wory i wychodzi pogwizdując dowolną piosenkę z toplisty iTunes.
Metoda "na misia" okazuje się nad wyraz skuteczna w zamkniętych pomieszczeniach. Nie ma mowy, żeby ktoś zadzwonił na policję, bo ze łzami w oczach trudno wybrać jakikolwiek numer, zwłaszcza gdy osmarkany iPhonie wyślizguje się z dłoni. Na takie okazje lepszy byłby telefon z klawiszami, ale kto by się ośmielił wejść z czymś takim do Apple Store... Również ucieczka ze sklepu na oślep nie wchodzi w grę, bo jak w takim stanie odróżnić szklaną ścianę od drzwi za 100.000 dolców?
Wprawdzie metoda "na misia" jest ograniczona do nielicznych obszarów, gdzie można bez problemu w sklepach z chemią gospodarczą dostać spray na niedźwiedzie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby w pozostałych częściach świata zastosować inne specyfiki łzopędne i porażające zmysły - spray na karaluchy, bombę domestosową, granat z kostki WC o zapachu leśnym, świeżo tartą cebulę bądź najpotężniejszą znaną broń biologiczną, czyli patyk z kupą. Już tam kreatywni fanboje-złodzieje na pewno coś wymyślą...
Źródło: Apple Insider