iWatch. Wszystko, tylko nie zegarek
Czymkolwiek okaże się mityczny iWatch, optymiści już wieszczą nadchodzącą rewolucję. Jeśli Apple wyrobi się na październik, to proponuję urz...
http://applefobia.blogspot.com/2013/03/iwatch-wszystko-tylko-nie-zegarek.html
Czymkolwiek okaże się mityczny iWatch, optymiści już wieszczą nadchodzącą rewolucję. Jeśli Apple wyrobi się na październik, to proponuję urządzić premierę iWatch w Petersburgu. Będzie ładnie konweniować. W sumie nie mam nic przeciwko temu, żeby iWatch zrobił karierę na miarę Rewolucji Październikowej, ale pod warunkiem, że również dokona żywota w takich rezerwatach jak Kuba, Białoruś czy Korea Północna.
Fanboje rozentuzjazmowani nadchodzącą nowością, już snują marzenia, czymże to nie będzie iWatch, ale coś mi się wydaje, że z perspektywicznym myśleniem u nich krucho. Autor wizualizacji przedstawionej na powyższej rycinie wciąż nie przyjął do wiadomości, że za ten kradziony wzór tarczy zegarowej Apple musiało zapłacić Szwajcarom 21 milionów dolców. A poruszanie się na polu, gdzie inni producenci mają - lekko licząc - 150 lat doświadczenia i tradycji, nie będzie dla Apple łatwe.
Nikt jeszcze nie wie, jakie fantastyczne funkcje będzie mieć iWatch, ale słychać już spekulacje, że będzie miał pełny iOS, funkcjonalność iPoda, sensory biometryczne do monitorowania parametrów pracy organizmu, licznik spalonych kalorii, krokomierz i jeszcze miliard innych funkcji. A wieczorem zrobi laskę i wyśle dane na serwer w Cupertino.
W sumie guzik mnie to obchodzi, czy userzy iWatch będą szpiegowani na okrągło i czy Apple zdalnie wezwie im karetkę, gdy dostaną ciśnienia i zasłabną na Fifth Avenue na widok iPhona 6. Mogą sobie też zakładać iWatch codziennie na inną rękę, kostkę czy szyję, aby demonstrować swoją nieograniczoną kreatywność. Jedno tylko jest pewne - jakoś nie widzę iWatch w podstawowej roli zegarka..
Jak w starym kawale o zegarku i bateriach w walizce, Apple boryka się z czasem pracy iWatch. Póki co, zegarek Apple nie jest w stanie nawet zarobić na swoją tygodniówkę - zdycha po 4-5 dniach. No, ale jak się usiłuje wepchnąć iPhona do zegarka, to nie ma się co dziwić. Nawet Superman by zasłabł, gdyby musiał cały tydzień ganiać po mieście, dźwigając na rękach Grycankę.
Apple jak zwykle porwało się na coś, co zgodnie z prawami fizyki nie jest możliwe. No ale w Apple akurat na fizykę zwracają uwagę dopiero wtedy, gdy coś nie działa. Tak było z szokującym odkryciem, że goła antena iPhona 4 zmienia swoje parametry pracy po dotknięciu ręką, albo że nieodprowadzanie ciepła z procesora z powodu pożałowania pasty przewodzącej grozi jego przegrzaniem, albo że tanie dyski twarde wibrują i telepią iMakiem po całym biurku.
Kupertyńscy inżynierowie "bardzo, ale to bardzo" (jak mawia pewien prezes partii, przebywający na umysłowej emigracji) chcą zrobić coś, czego jeszcze nikt nie zrobił. Tyle, że nie są w stanie pojąć, że właśnie dlatego nikt tego nie robił, że to niewykonalne. Ludzie dzielą się na tych, którzy dostrzegają fizyczne ograniczenia naszego świata i na tych, którzy próbują skakać na bezprzewodowym bungee albo zjeść worek cementu bez popitki.
Co komu po zegarku, który pada po pięciu dniach? Czy można nazwać nowoczesnym zegarkiem coś, czego nie da się zabrać ze sobą na dwutygodniową włóczęgę po górach i co wymaga "nakręcania" częściej niż antyczny zegar z kukułką? Dlaczego user ma być stale uwiązany na smyczy zasilania, wifi i aplikacji niezbędnych do działania iWatch?
Oczywiście, jak znam życie, Apple zrobi z tego zaletę pod hasłem "Stay inTune" albo "Always Connected" i będzie wam całymi garściami opychało piękne malutkie programiki, których jedyną zaletą będzie to, że będą pasowały do iWatch - kolejnego mobilnego punktu poboru podatku za naiwność. No, ale kto się oprze magii lansu? Przecież zegarek na ręce widać o wiele lepiej niż iPhona w kieszeni...
Fanboje rozentuzjazmowani nadchodzącą nowością, już snują marzenia, czymże to nie będzie iWatch, ale coś mi się wydaje, że z perspektywicznym myśleniem u nich krucho. Autor wizualizacji przedstawionej na powyższej rycinie wciąż nie przyjął do wiadomości, że za ten kradziony wzór tarczy zegarowej Apple musiało zapłacić Szwajcarom 21 milionów dolców. A poruszanie się na polu, gdzie inni producenci mają - lekko licząc - 150 lat doświadczenia i tradycji, nie będzie dla Apple łatwe.
Nikt jeszcze nie wie, jakie fantastyczne funkcje będzie mieć iWatch, ale słychać już spekulacje, że będzie miał pełny iOS, funkcjonalność iPoda, sensory biometryczne do monitorowania parametrów pracy organizmu, licznik spalonych kalorii, krokomierz i jeszcze miliard innych funkcji. A wieczorem zrobi laskę i wyśle dane na serwer w Cupertino.
W sumie guzik mnie to obchodzi, czy userzy iWatch będą szpiegowani na okrągło i czy Apple zdalnie wezwie im karetkę, gdy dostaną ciśnienia i zasłabną na Fifth Avenue na widok iPhona 6. Mogą sobie też zakładać iWatch codziennie na inną rękę, kostkę czy szyję, aby demonstrować swoją nieograniczoną kreatywność. Jedno tylko jest pewne - jakoś nie widzę iWatch w podstawowej roli zegarka..
Jak w starym kawale o zegarku i bateriach w walizce, Apple boryka się z czasem pracy iWatch. Póki co, zegarek Apple nie jest w stanie nawet zarobić na swoją tygodniówkę - zdycha po 4-5 dniach. No, ale jak się usiłuje wepchnąć iPhona do zegarka, to nie ma się co dziwić. Nawet Superman by zasłabł, gdyby musiał cały tydzień ganiać po mieście, dźwigając na rękach Grycankę.
Apple jak zwykle porwało się na coś, co zgodnie z prawami fizyki nie jest możliwe. No ale w Apple akurat na fizykę zwracają uwagę dopiero wtedy, gdy coś nie działa. Tak było z szokującym odkryciem, że goła antena iPhona 4 zmienia swoje parametry pracy po dotknięciu ręką, albo że nieodprowadzanie ciepła z procesora z powodu pożałowania pasty przewodzącej grozi jego przegrzaniem, albo że tanie dyski twarde wibrują i telepią iMakiem po całym biurku.
Kupertyńscy inżynierowie "bardzo, ale to bardzo" (jak mawia pewien prezes partii, przebywający na umysłowej emigracji) chcą zrobić coś, czego jeszcze nikt nie zrobił. Tyle, że nie są w stanie pojąć, że właśnie dlatego nikt tego nie robił, że to niewykonalne. Ludzie dzielą się na tych, którzy dostrzegają fizyczne ograniczenia naszego świata i na tych, którzy próbują skakać na bezprzewodowym bungee albo zjeść worek cementu bez popitki.
Co komu po zegarku, który pada po pięciu dniach? Czy można nazwać nowoczesnym zegarkiem coś, czego nie da się zabrać ze sobą na dwutygodniową włóczęgę po górach i co wymaga "nakręcania" częściej niż antyczny zegar z kukułką? Dlaczego user ma być stale uwiązany na smyczy zasilania, wifi i aplikacji niezbędnych do działania iWatch?
Oczywiście, jak znam życie, Apple zrobi z tego zaletę pod hasłem "Stay inTune" albo "Always Connected" i będzie wam całymi garściami opychało piękne malutkie programiki, których jedyną zaletą będzie to, że będą pasowały do iWatch - kolejnego mobilnego punktu poboru podatku za naiwność. No, ale kto się oprze magii lansu? Przecież zegarek na ręce widać o wiele lepiej niż iPhona w kieszeni...