Podatki? Jakie podatki?
Wczoraj był wielki dzień. TimKuk, wystrojony w garnitur i krawat, pęził się i wił przed senacką komisją do spraw podatków, i w asyście najba...
http://applefobia.blogspot.com/2013/05/podatki-jakie-podatki.html
Wczoraj był wielki dzień. TimKuk, wystrojony w garnitur i krawat, pęził się i wił przed senacką komisją do spraw podatków, i w asyście najbardziej kreatywnego księgowego świata, Petera Oppenheimera, tłumaczył dlaczego Apple nie płaci podatków w USA.
A zarzuty były poważne, bo ktoś wyliczył, że Apple - robiąc różne kreatywne kombinacje z zakładaniem firm-córek na całym świecie - uniknął zapłacenia w USA około 74 miliardów dolarów.
Jak widać, Apple nie tylko luźno traktuje prawa fizyki i z gracją wciska fanbojom ciemnotę z odłażącym lakierem, ale też skutecznie robi w balona amerykański system podatkowy, mistrzowsko balansując pomiędzy technologią a amazingiem i bujając się fiskalnie pomiędzy USA i Irlandią.
Oczywiście, aby obniżyć swoje podatki, Apple mogło legalnie pójść w koszta i przeznaczyć ze dwa-trzy miliony dolarów dziennie więcej na słynny dział R&D. Kto wie, co by dzięki temu wynaleźli. Można też było zapłacić godziwe pensje zatrudnionym przy montażu iPhonów paru milionom chińskich studentów z łapanki. No, ale Apple miało inne priorytety - potrzebna była kasa na interwencyjny skup własnych akcji.
Teraz TimKuk i pomagierzy muszą tłumaczyć się z kreatywnego podejścia do księgowości. Ale nie pękają. Są twardsi niż Pad w kiblu, niż Tommy Lee Jones, niż szkło ze śmigłowców bojowych. A żeby było śmieszniej, ci geniusze napisali list z własnymi, zapewne niebywale innowacyjnymi propozycjami zreformowania nieskutecznego amerykańskiego systemu podatkowego. WTF?
Hmm... Apple chce naprawiać kulawy system podatkowy, z którego luk samo najwięcej korzysta. Świat się kończy. To może w takim razie borsuk w ramach rewanżu weźmie się za ulepszenie iOS-a, a ja naprawię zmywarkę u TimKuka?
Jest też dobra wiadomość. Jak w nagłym przypływie patriotyzmu oświadczył TimKuk, jest dumny z tego, że Apple jest firmą amerykańską, i nie zamierza przenosić siedziby z Ameryki do jakiegoś raju podatkowego, czy innego miejsca, które wpadnie im w oko. Odetchnąłem z ulgą. Wawel uratowany!
A zarzuty były poważne, bo ktoś wyliczył, że Apple - robiąc różne kreatywne kombinacje z zakładaniem firm-córek na całym świecie - uniknął zapłacenia w USA około 74 miliardów dolarów.
Jak widać, Apple nie tylko luźno traktuje prawa fizyki i z gracją wciska fanbojom ciemnotę z odłażącym lakierem, ale też skutecznie robi w balona amerykański system podatkowy, mistrzowsko balansując pomiędzy technologią a amazingiem i bujając się fiskalnie pomiędzy USA i Irlandią.
Oczywiście, aby obniżyć swoje podatki, Apple mogło legalnie pójść w koszta i przeznaczyć ze dwa-trzy miliony dolarów dziennie więcej na słynny dział R&D. Kto wie, co by dzięki temu wynaleźli. Można też było zapłacić godziwe pensje zatrudnionym przy montażu iPhonów paru milionom chińskich studentów z łapanki. No, ale Apple miało inne priorytety - potrzebna była kasa na interwencyjny skup własnych akcji.
Teraz TimKuk i pomagierzy muszą tłumaczyć się z kreatywnego podejścia do księgowości. Ale nie pękają. Są twardsi niż Pad w kiblu, niż Tommy Lee Jones, niż szkło ze śmigłowców bojowych. A żeby było śmieszniej, ci geniusze napisali list z własnymi, zapewne niebywale innowacyjnymi propozycjami zreformowania nieskutecznego amerykańskiego systemu podatkowego. WTF?
Hmm... Apple chce naprawiać kulawy system podatkowy, z którego luk samo najwięcej korzysta. Świat się kończy. To może w takim razie borsuk w ramach rewanżu weźmie się za ulepszenie iOS-a, a ja naprawię zmywarkę u TimKuka?
Jest też dobra wiadomość. Jak w nagłym przypływie patriotyzmu oświadczył TimKuk, jest dumny z tego, że Apple jest firmą amerykańską, i nie zamierza przenosić siedziby z Ameryki do jakiegoś raju podatkowego, czy innego miejsca, które wpadnie im w oko. Odetchnąłem z ulgą. Wawel uratowany!