Permanentna iNwigilacja
Nie ustają zachwyty fanbojów nad nowym, epokowym ficzerem, który podobno ma się pojawić w iPhonie 5S. Chodzi oczywiście o skaner linii papil...
http://applefobia.blogspot.com/2013/05/permanentna-inwigilacja.html
Nie ustają zachwyty fanbojów nad nowym, epokowym ficzerem, który podobno ma się pojawić w iPhonie 5S. Chodzi oczywiście o skaner linii papilarnych - wynalazek, który po latach zapomnienia i porzucenia przez inne firmy, Apple odkryje na nowo w glorii chwały.
Jak dla mnie, onegdaj posiadacza Toshiby G900, skaner linii papilarnych w telefonie to taka sama nowość, jak portki z rozporkiem na zamek błyskawiczny, ale w fanbojskim półświatku aż szumi o niesamowitych możliwościach, które ten killer-ficzer ma dać nowemu Fajfesowi. No coż, był już w iPhonie skaner g.wna, więc kolej na palce...
Gdy się tak trochę wytężę i zastanowię, to widzę co najmniej parę istotnych zastosowań dla takiego skanera.
Jako pierwszy przychodzi mi do głowy tak oczywisty aspekt, jak ułatwienie odblokowania telefonu bądź podniesienie poziomu bezpieczeństwa logowania do Apple Store, różnych kołchozów społecznościowych czy systemów bankowych. Do tej pory było potrzebne hasło lub jakiś PIN, a więc wchodziło w grę przynajmniej fragmentaryczne użycie mózgu, posiadanie pamięci nieulotnej i znajomość paru znaków alfanumerycznych. Teraz wystarczy już jedynie posiadanie palca, co niewątpliwie jeszcze bardziej spopularyzuje iPhona wśród młodzieży niepracującej.
Patrząc jednak z drugiej strony, problem polega na tym, że PIN czy hasło można zmieniać tyle razy, ile dusza zapragnie. Palec już nie bardzo, więc raz zapamiętany i zapisany w bazie danych w charakterze klucza do prywatności, będzie działał na wieki. A Apple lubi sobie gromadzić różne dane o swoich userach w budowanych tu i ówdzie serwerowniach. Wystarczy przypomnieć niegdysiejszą aferę z consolidated.db lub całkiem niedawne doniesienia o zapisywaniu i przechowywaniu wzorców głosu wszystkich ajfoniarzy korzystających z SIRI.
Aby permanentna inwigilacja danych osobowych i biometrycznych swoich userów przez Apple była pełna, brakuje jeszcze tylko próbek biologicznych. Jeśli więc chcecie wspomóc swoją ukochaną firmę i ułatwić jej zadanie, proponuję już teraz zacząć wysyłać próbki swojego moczu i innych organicznych sekrecji w starannie zamkniętych pojemniczkach na adres:
Apple Inc.
1 Infinite Loop
Cupertino, CA 95014
United States
Znając sławetny poziom zabezpieczeń sprzętu Apple, mam wprawdzie jakieś niejasne przeczucie, że po prostej modyfikacji iPhona lub znalezieniu obejścia przez domorosłych hakierów, do zalogowania się w banku wystarczy borsucza łapa albo penis humbaka, ale to już nie moje zmartwienie.
Jest jeszcze jeden, ważny problem, który może zostać rozwiązany po wypuszczeniu iPhona ze skanerem linii papilarnych. Problem przestępczości. Dzięki technologicznemu geniuszowi Apple, wszyscy złodzieje i paserzy iPhonów, których nie ujęła jeszcze pomysłowa amerykańska policja, sami - masowo i dobrowolnie - zeskanują się i umieszczą swoje odciski palców w policyjnej bazie danych. Wystarczy tylko potem podjechać pod podany adres i zapakować takiego gagatka do radiowozu.
I tutaj również kij ma dwa końce, bowiem upowszechnienie się papilarnych zabezpieczeń iPhona może poskutkować bezprecedensowymi przypadkami, gdy złodziej - razem z zajumanym telefonem - dla ułatwienia sobie życia upierdzieli również paluchy właściciela iPhona. Na wszelki wypadek wszystkie, bo przecież nie wiadomo, który akurat służył do logowania, a który do dłubania w nosie...
Do tej pory świeżo okradzionego posiadacza iPhona można było poznać po rozbitych okularach, usmarkanym nosie i załzawionych oczkach. Teraz będzie łatwiej - dzięki nowym zabezpieczeniom wymyślonym przez Apple, dojdą jeszcze widoczne z daleka zakrwawione bandaże.
Jednego tylko Apple nie przemyślało. Zabezpieczenie skanerem linii papilarnych jest jednorazowe. No bo jak potem odblokować kupionego na pociechę, następnego iPhona?
Jak dla mnie, onegdaj posiadacza Toshiby G900, skaner linii papilarnych w telefonie to taka sama nowość, jak portki z rozporkiem na zamek błyskawiczny, ale w fanbojskim półświatku aż szumi o niesamowitych możliwościach, które ten killer-ficzer ma dać nowemu Fajfesowi. No coż, był już w iPhonie skaner g.wna, więc kolej na palce...
Gdy się tak trochę wytężę i zastanowię, to widzę co najmniej parę istotnych zastosowań dla takiego skanera.
Jako pierwszy przychodzi mi do głowy tak oczywisty aspekt, jak ułatwienie odblokowania telefonu bądź podniesienie poziomu bezpieczeństwa logowania do Apple Store, różnych kołchozów społecznościowych czy systemów bankowych. Do tej pory było potrzebne hasło lub jakiś PIN, a więc wchodziło w grę przynajmniej fragmentaryczne użycie mózgu, posiadanie pamięci nieulotnej i znajomość paru znaków alfanumerycznych. Teraz wystarczy już jedynie posiadanie palca, co niewątpliwie jeszcze bardziej spopularyzuje iPhona wśród młodzieży niepracującej.
Patrząc jednak z drugiej strony, problem polega na tym, że PIN czy hasło można zmieniać tyle razy, ile dusza zapragnie. Palec już nie bardzo, więc raz zapamiętany i zapisany w bazie danych w charakterze klucza do prywatności, będzie działał na wieki. A Apple lubi sobie gromadzić różne dane o swoich userach w budowanych tu i ówdzie serwerowniach. Wystarczy przypomnieć niegdysiejszą aferę z consolidated.db lub całkiem niedawne doniesienia o zapisywaniu i przechowywaniu wzorców głosu wszystkich ajfoniarzy korzystających z SIRI.
Aby permanentna inwigilacja danych osobowych i biometrycznych swoich userów przez Apple była pełna, brakuje jeszcze tylko próbek biologicznych. Jeśli więc chcecie wspomóc swoją ukochaną firmę i ułatwić jej zadanie, proponuję już teraz zacząć wysyłać próbki swojego moczu i innych organicznych sekrecji w starannie zamkniętych pojemniczkach na adres:
Apple Inc.
1 Infinite Loop
Cupertino, CA 95014
United States
Znając sławetny poziom zabezpieczeń sprzętu Apple, mam wprawdzie jakieś niejasne przeczucie, że po prostej modyfikacji iPhona lub znalezieniu obejścia przez domorosłych hakierów, do zalogowania się w banku wystarczy borsucza łapa albo penis humbaka, ale to już nie moje zmartwienie.
Jest jeszcze jeden, ważny problem, który może zostać rozwiązany po wypuszczeniu iPhona ze skanerem linii papilarnych. Problem przestępczości. Dzięki technologicznemu geniuszowi Apple, wszyscy złodzieje i paserzy iPhonów, których nie ujęła jeszcze pomysłowa amerykańska policja, sami - masowo i dobrowolnie - zeskanują się i umieszczą swoje odciski palców w policyjnej bazie danych. Wystarczy tylko potem podjechać pod podany adres i zapakować takiego gagatka do radiowozu.
I tutaj również kij ma dwa końce, bowiem upowszechnienie się papilarnych zabezpieczeń iPhona może poskutkować bezprecedensowymi przypadkami, gdy złodziej - razem z zajumanym telefonem - dla ułatwienia sobie życia upierdzieli również paluchy właściciela iPhona. Na wszelki wypadek wszystkie, bo przecież nie wiadomo, który akurat służył do logowania, a który do dłubania w nosie...
Do tej pory świeżo okradzionego posiadacza iPhona można było poznać po rozbitych okularach, usmarkanym nosie i załzawionych oczkach. Teraz będzie łatwiej - dzięki nowym zabezpieczeniom wymyślonym przez Apple, dojdą jeszcze widoczne z daleka zakrwawione bandaże.
Jednego tylko Apple nie przemyślało. Zabezpieczenie skanerem linii papilarnych jest jednorazowe. No bo jak potem odblokować kupionego na pociechę, następnego iPhona?