Znowu nie ma wirusów na Maka :)
Oczywiście, jak wszyscy wiemy, systemy operacyjne Apple są najbezpieczniejsze na świecie, a na Maki wcale nie ma wirusów. Poważnie. W ogóle....
http://applefobia.blogspot.com/2013/05/znowu-nie-ma-wirusow-na-maka.html
Oczywiście, jak wszyscy wiemy, systemy operacyjne Apple są najbezpieczniejsze na świecie, a na Maki wcale nie ma wirusów. Poważnie. W ogóle. Ani jednego. Dlatego z tym większą radością opiszę wam najnowszego...
Najnowszy szkodnik buszujący w OS X został wykryty przez niejakiego - nomen omen - Jacoba Appelbauma. Wirus oznaczony jako OSX/KitM.A atakuje pod postacią aplikacji o nazwie "macs.app". W sumie nie wiem, po co piszę to wszystko, bo przecież na Makie nie ma wirusów...
Na pierwszy rzut oka wirus nie robi niczego strasznego - ot, zapisuje zrzuty ekranu twojego Maka i gdzieś tam je wysyła. Zważywszy, że najgorsze, co się może stać, to publiczne ujawnienie, że przyjaźnisz się na Facebooku z Adrianem i podkręcasz filtry z Instagrama w GIMP-ie pod Windą - raczej trudno zaliczyć OSX/KitM.A do groźnych. Ale kto go tam wie...
Przy okazji twórca wirusa okrutnie zakpił sobie z całego fantastycznego systemu zabezpieczeń Apple, bowiem OSX/KitM.A jest podpisany legalną sygnaturą Apple Developer ID, która - jak się okazuje - już tylko w teorii chroni OS X przed zagrożeniami.
Jakiś czas temu, przy głośnym wypuszczeniu kolejnej wersji OS X, Apple wmontowało do niego funkcję GateKeeper, która właśnie miała za zadanie chronić komputer przed zainstalowaniem oprogramowania nieposiadającego sygnatury Apple Developer ID. Wszystko wskazuje na to, że GateKeeper to ślepy odźwierny - można go obejść łatwiej niż zdechłą fokę na plaży, a zabezpieczenia Apple są warte tyle, co farba na iPhonie.
Oczywiście wirus nie rozprzestrzenia się sam, ale w przypadku OS X zawsze można się oprzeć na najprostszej metodzie ataku i zarazem najsłabszym ogniwie zabezpieczeń - wystarczy polegać na inteligencji makjuzerów, którzy przecież wiedzą, że na Maki nie ma wirusów...
Źródło: MacRumors
Najnowszy szkodnik buszujący w OS X został wykryty przez niejakiego - nomen omen - Jacoba Appelbauma. Wirus oznaczony jako OSX/KitM.A atakuje pod postacią aplikacji o nazwie "macs.app". W sumie nie wiem, po co piszę to wszystko, bo przecież na Makie nie ma wirusów...
Na pierwszy rzut oka wirus nie robi niczego strasznego - ot, zapisuje zrzuty ekranu twojego Maka i gdzieś tam je wysyła. Zważywszy, że najgorsze, co się może stać, to publiczne ujawnienie, że przyjaźnisz się na Facebooku z Adrianem i podkręcasz filtry z Instagrama w GIMP-ie pod Windą - raczej trudno zaliczyć OSX/KitM.A do groźnych. Ale kto go tam wie...
Przy okazji twórca wirusa okrutnie zakpił sobie z całego fantastycznego systemu zabezpieczeń Apple, bowiem OSX/KitM.A jest podpisany legalną sygnaturą Apple Developer ID, która - jak się okazuje - już tylko w teorii chroni OS X przed zagrożeniami.
Jakiś czas temu, przy głośnym wypuszczeniu kolejnej wersji OS X, Apple wmontowało do niego funkcję GateKeeper, która właśnie miała za zadanie chronić komputer przed zainstalowaniem oprogramowania nieposiadającego sygnatury Apple Developer ID. Wszystko wskazuje na to, że GateKeeper to ślepy odźwierny - można go obejść łatwiej niż zdechłą fokę na plaży, a zabezpieczenia Apple są warte tyle, co farba na iPhonie.
Oczywiście wirus nie rozprzestrzenia się sam, ale w przypadku OS X zawsze można się oprzeć na najprostszej metodzie ataku i zarazem najsłabszym ogniwie zabezpieczeń - wystarczy polegać na inteligencji makjuzerów, którzy przecież wiedzą, że na Maki nie ma wirusów...
Źródło: MacRumors