Po co komu pełny Bluetooth?
Pomysłowość Apple w obchodzeniu własnych ograniczeń jest zaiste nieograniczona. Nowy patent, dotyczący komunikacji między dwoma iPhonami, je...
http://applefobia.blogspot.com/2013/05/po-co-komu-peny-bluetooth.html
Pomysłowość Apple w obchodzeniu własnych ograniczeń jest zaiste nieograniczona. Nowy patent, dotyczący komunikacji między dwoma iPhonami, jest klinicznym przypadkiem "think different".
Wszyscy wiemy, że dzięki specyficznemu poczuciu humoru Apple, próby przesyłania plików między dwoma iPhonami są równie skuteczne, jak oglądanie telewizji z workiem od odkurzacza założonym na głowę. Zwłaszcza, gdy telewizor jest zepsuty...
A pliki jakoś przesłać trzeba. Tylko jak? Bluetooth w iPhonie działa selektywnie jak poczta w Korei Północnej, IRDA wyszła z mody nawet w rezerwacie, zaś komunikacja na wzór samsungowskiego S-Beam - przez zetknięcie telefonów pleckami - w ogóle nie wchodzi w grę. Choćby dlatego, że iPhone, najbardziej zaawansowany smartfon świata, jeszcze nie dorobił się NFC. Bo NFC to zdaniem Apple jest niedojrzała i niedopracowana technologia...
No więc, zamiast tego Apple wymyśliło i opatentowało własny sposób, aby usprawnić komunikacyjną impotencję iPhona, którą kupertyńscy geniusze sami przez całe lata doprowadzali do perfekcji. Otóż nie wystarczy zalogować się ad-hoc do wspólnej sieci, czy sparować telefony przez Bluetooth - choćby i przez ścianę. Nic z tych rzeczy. Według Apple, aby ustanowić połączenie między dwoma iPhonami i przesłać sobie jakieś dane, najlepszy jest wizualny kontakt.
Stawia się naprzeciwko siebie dwa iPhony, uruchamia na każdym specjalną aplikację, aby wyświetlić na ekranie kod weryfikacyjny, który po sfilmowaniu kamerką drugiego iPhona pozwala autoryzować połączenie i już można zacząć przesyłać pliki. Oczywiście nie wszystkie, tylko te dozwolone przez system. Proste, prawda? Niemal tak samo, jak robienie podkopu, aby ominąć kiosk Ruchu...
Durnota i stopień skomplikowania tego rozwiązania jest tak porażająca, że Adam Słodowy zasłabłby z wysiłku, próbując wymyślić i zrobić coś takiego. A jak znam życie, Apple dopnie swego i przy dźwięku fanfar wprowadzi swój nowy, unikalny standard łączności Magic Connection, równie odkrywczy jak wideorozmowa zaprezentowana pod nazwą FaceTime. A w chwilę później w Apple Store pojawią się specjalne profesjonalne stojaczki Apple Optical Pairing Dock, zapewniające odpowiednią odległość pomiędzy iPhonami i najwyższą jakość połączenia...
Zamiast pełnej implementacji prostych i stosowanych przez resztę świata form komunikacji, Apple woli wymyślać jakieś wzajemne filmowanie i parowanie optyczne. Prościej się nie dało? A co, gdy chcemy połączyć trzy iPhony, hę? No i jak tu przesłać piosenkę koledze zza ściany bez wychodzenia z pokoju? Aaa... zapomniałem, przecież piosenek nie wolno...
Źródło i rycina: Apple Insider
Wszyscy wiemy, że dzięki specyficznemu poczuciu humoru Apple, próby przesyłania plików między dwoma iPhonami są równie skuteczne, jak oglądanie telewizji z workiem od odkurzacza założonym na głowę. Zwłaszcza, gdy telewizor jest zepsuty...
A pliki jakoś przesłać trzeba. Tylko jak? Bluetooth w iPhonie działa selektywnie jak poczta w Korei Północnej, IRDA wyszła z mody nawet w rezerwacie, zaś komunikacja na wzór samsungowskiego S-Beam - przez zetknięcie telefonów pleckami - w ogóle nie wchodzi w grę. Choćby dlatego, że iPhone, najbardziej zaawansowany smartfon świata, jeszcze nie dorobił się NFC. Bo NFC to zdaniem Apple jest niedojrzała i niedopracowana technologia...
No więc, zamiast tego Apple wymyśliło i opatentowało własny sposób, aby usprawnić komunikacyjną impotencję iPhona, którą kupertyńscy geniusze sami przez całe lata doprowadzali do perfekcji. Otóż nie wystarczy zalogować się ad-hoc do wspólnej sieci, czy sparować telefony przez Bluetooth - choćby i przez ścianę. Nic z tych rzeczy. Według Apple, aby ustanowić połączenie między dwoma iPhonami i przesłać sobie jakieś dane, najlepszy jest wizualny kontakt.
Stawia się naprzeciwko siebie dwa iPhony, uruchamia na każdym specjalną aplikację, aby wyświetlić na ekranie kod weryfikacyjny, który po sfilmowaniu kamerką drugiego iPhona pozwala autoryzować połączenie i już można zacząć przesyłać pliki. Oczywiście nie wszystkie, tylko te dozwolone przez system. Proste, prawda? Niemal tak samo, jak robienie podkopu, aby ominąć kiosk Ruchu...
Durnota i stopień skomplikowania tego rozwiązania jest tak porażająca, że Adam Słodowy zasłabłby z wysiłku, próbując wymyślić i zrobić coś takiego. A jak znam życie, Apple dopnie swego i przy dźwięku fanfar wprowadzi swój nowy, unikalny standard łączności Magic Connection, równie odkrywczy jak wideorozmowa zaprezentowana pod nazwą FaceTime. A w chwilę później w Apple Store pojawią się specjalne profesjonalne stojaczki Apple Optical Pairing Dock, zapewniające odpowiednią odległość pomiędzy iPhonami i najwyższą jakość połączenia...
Zamiast pełnej implementacji prostych i stosowanych przez resztę świata form komunikacji, Apple woli wymyślać jakieś wzajemne filmowanie i parowanie optyczne. Prościej się nie dało? A co, gdy chcemy połączyć trzy iPhony, hę? No i jak tu przesłać piosenkę koledze zza ściany bez wychodzenia z pokoju? Aaa... zapomniałem, przecież piosenek nie wolno...
Źródło i rycina: Apple Insider