iSpot Bonarka - wiele hałasu o nic
W ostatnią sobotę postanowiłem wznieść się na wyżyny życia towarzyskiego i wybrałem się na hucznie zapowiadane otwarcie zmodernizowanego skl...
http://applefobia.blogspot.com/2013/04/ispot-bonarka-wiele-haasu-o-nic.html
W ostatnią sobotę postanowiłem wznieść się na wyżyny życia towarzyskiego i wybrałem się na hucznie zapowiadane otwarcie zmodernizowanego sklepu iSpot w krakowskiej Bonarce. Ponieważ zachęcały do tego banery o powierzchni lądowiska dla UFO, spodziewałem się czegoś wyjątkowego...
Byłem na miejscu trochę przed czasem, więc krążyłem sobie niespiesznie po sąsiednich sklepach, szukając czegoś na lato dla borsuka i dla siebie. Przed iSpotem zbierał się powoli mały tłumek miłośników pierwszorzędnego amazingu z drugiej ręki - wszak iSpot to Premium Reseller produktów Apple.
Jak oceniam, w porywach tłumek liczył około setki osób, z czego część - w tym i ja - przyszła popatrzeć na to doniosłe wydarzenie z czysto naukowej ciekawości. Ot, taka weekendowa rozrywka, tyle że w tym dniu wybraliśmy Bonarkę zamiast ZOO. Być może z zawodowej ciekawości przyszli też architekci, geodeci, geografowie i korpus dyplomatyczny, bowiem iSpot podobno urósł, przez co o kilkadziesiąt metrów powiększyła się powierzchnia rezerwatu Niepodległej RepublikiBananowej Jabłkowej na terenie Polski.
Jeszcze przed otwarciem sklepu główną atrakcję stanowił ekran sterowany gestami, na którym można było sobie przejrzeć ofertę iSpot. Zelektryzowany przeczuciem, że być może mam do czynienia z prototypową technologią obsługiwanego gestami telewizora Apple, postanowiłem zbadać sprawę i jako pierwszy donieść o tym na Applefobii...
Wreszcie nastąpiło otwarcie, polegające na zdarciu z szyb białych zasłon, sugerujących wielkie tajemnice, kryjące się w środku. Hmm... jeśli ktoś spodziewał się jakichś niespodzianek, to srodze się rozczarował, bowiem po wpuszczeniu ludzi do środka rozpoczęła się zwyczajna sprzedaż przebogatego asortymentu Apple - parę komputerów na krzyż, tablety w dwóch rozmiarach i ten sam od lat telefon.
W końcu przemogłem wrodzoną niechęć i wszedłem chyba jako ostatni, więc zabrakło dla mnie reklamówki z prezentami, rozdawanej przez hostessy przy wejściu. Nie wiem, co było w środku i kij z tym, ale bardziej mi zależało na reklamówce, bo dach w sławojce przecieka i kawałek ceraty byłby jak znalazł. No trudno...
W środku iSpot trochę próbował przypominać Apple Store, ale bez przesady - wszak nawet Premium Reseller woli się nie narażać na pozew od Apple. Było tak pięknie, że aż się dziwiłem, że żaden fanboj, udręczony dobiegającym spoza sklepu skrzypieniem plastiku, zamulającymi i wieszającymi się Androidami i Windami oraz wszechobecnym hejterstwem, nie przeskoczył przez ladę i nie poprosił o azyl.
Nie zawiedli natomiast rodzimi Geniusze w błękitnych koszulkach, którzy z oddaniem i poświęceniem starali się wciskać zwiedzającym iSpot najbardziej zaawansowane technologie świata. Nie wiem, czy to się udało, bo akurat jak na złość, w sąsiadującym Auchanie iPady były w bardzo atrakcyjnej cenie. Tak czy siak - nie kupiłem :)
W sumie było tak nudno, że po kwadransie wyniosłem się stamtąd. A reklamówkę wziąłem sobie w Auchanie...
Byłem na miejscu trochę przed czasem, więc krążyłem sobie niespiesznie po sąsiednich sklepach, szukając czegoś na lato dla borsuka i dla siebie. Przed iSpotem zbierał się powoli mały tłumek miłośników pierwszorzędnego amazingu z drugiej ręki - wszak iSpot to Premium Reseller produktów Apple.
Jak oceniam, w porywach tłumek liczył około setki osób, z czego część - w tym i ja - przyszła popatrzeć na to doniosłe wydarzenie z czysto naukowej ciekawości. Ot, taka weekendowa rozrywka, tyle że w tym dniu wybraliśmy Bonarkę zamiast ZOO. Być może z zawodowej ciekawości przyszli też architekci, geodeci, geografowie i korpus dyplomatyczny, bowiem iSpot podobno urósł, przez co o kilkadziesiąt metrów powiększyła się powierzchnia rezerwatu Niepodległej Republiki
Jeszcze przed otwarciem sklepu główną atrakcję stanowił ekran sterowany gestami, na którym można było sobie przejrzeć ofertę iSpot. Zelektryzowany przeczuciem, że być może mam do czynienia z prototypową technologią obsługiwanego gestami telewizora Apple, postanowiłem zbadać sprawę i jako pierwszy donieść o tym na Applefobii...
Niestety, bliższa analiza wykazała, że podobnie jak większość oszałamiających pomysłów w świecie Apple, również i to rozwiązanie oparte jest na konkurencyjnej, skrzypiącej technologii, ozdobionej dla niepoznaki własnym logotypem.
Wreszcie nastąpiło otwarcie, polegające na zdarciu z szyb białych zasłon, sugerujących wielkie tajemnice, kryjące się w środku. Hmm... jeśli ktoś spodziewał się jakichś niespodzianek, to srodze się rozczarował, bowiem po wpuszczeniu ludzi do środka rozpoczęła się zwyczajna sprzedaż przebogatego asortymentu Apple - parę komputerów na krzyż, tablety w dwóch rozmiarach i ten sam od lat telefon.
W końcu przemogłem wrodzoną niechęć i wszedłem chyba jako ostatni, więc zabrakło dla mnie reklamówki z prezentami, rozdawanej przez hostessy przy wejściu. Nie wiem, co było w środku i kij z tym, ale bardziej mi zależało na reklamówce, bo dach w sławojce przecieka i kawałek ceraty byłby jak znalazł. No trudno...
W środku iSpot trochę próbował przypominać Apple Store, ale bez przesady - wszak nawet Premium Reseller woli się nie narażać na pozew od Apple. Było tak pięknie, że aż się dziwiłem, że żaden fanboj, udręczony dobiegającym spoza sklepu skrzypieniem plastiku, zamulającymi i wieszającymi się Androidami i Windami oraz wszechobecnym hejterstwem, nie przeskoczył przez ladę i nie poprosił o azyl.
Nie zawiedli natomiast rodzimi Geniusze w błękitnych koszulkach, którzy z oddaniem i poświęceniem starali się wciskać zwiedzającym iSpot najbardziej zaawansowane technologie świata. Nie wiem, czy to się udało, bo akurat jak na złość, w sąsiadującym Auchanie iPady były w bardzo atrakcyjnej cenie. Tak czy siak - nie kupiłem :)
W sumie było tak nudno, że po kwadransie wyniosłem się stamtąd. A reklamówkę wziąłem sobie w Auchanie...