Poooooszło!
Wszyscy zapewne z niecierpliwością czekamy na dzisiejsze otwarcie giełdy i aktualne notowania akcji Apple. To co się tam dzieje, to rzecz be...
http://applefobia.blogspot.com/2013/04/poooooszo.html
Wszyscy zapewne z niecierpliwością czekamy na dzisiejsze otwarcie giełdy i aktualne notowania akcji Apple. To co się tam dzieje, to rzecz bez precedensu od czasu zjazdu ekipy bobslejowej z Jamajki na zimowej olimpiadzie w Calgary.
We czwartek donosiłem o przebiciu pułapu 400 dolców. W piątek akcje Apple były już po 390 za sztukę. To i tak jeszcze o wiele za dużo i akcje wciąż bujają w obszarze wartości urojonych, ale ta, jak to mówią najbardziej zaślepieni fanboje, "korekta", to nieuchronny ruch w stronę rzeczywistego świata. Halo, tu ziemia!
Oczywiście spadek wartości akcji to w wymiarze osobistym przykra sprawa, choć na niewielką skalę. Jeśli uciułaliście na spółkę z kolegą jedną czy dwie akcje, to strata jest niewielka. W razie czego najwyżej nie pojedziecie na wakacje na ulubioną wyspę Mykonos, albo pojedzie jeden z was, a Krystian zostanie w domu i będzie opiekował się kotem.
Natomiast w skali globalnej Apple w ostatnie dwa dni ubiegłego tygodnia straciło około 12 miliardów dolarów ze swej rynkowej wartości. Udało się komuś z was przepuścić taką sumkę w weekend? Nawet na Mykonos to trudne do wykonania...
Oczywiście Apple stać na takie fanaberie, bo przecież tracą akcjonariusze, a nie firma. Apple nadal ma wory pieniędzy - aktualnie jakieś sto kilkadziesiąt miliardów dolców wolnej gotówki. I wiecie, co mi przychodzi do głowy? Że to Apple gra na spadek. A gdy wartość rynkowa firmy spadnie do 150 miliardów dolców, geniusze z Cupertino zrobią to samo co Dell - wykupią własne akcje. A co, kto bogatemu zabroni?
A wtedy, już jako całkiem niezależna od nacisków namolnych, marudzących i domagających się dywidendy akcjonariuszy firma, Apple bez przeszkód będzie realizować swoją wizję najwspanialszego ekosystemu świata...
We czwartek donosiłem o przebiciu pułapu 400 dolców. W piątek akcje Apple były już po 390 za sztukę. To i tak jeszcze o wiele za dużo i akcje wciąż bujają w obszarze wartości urojonych, ale ta, jak to mówią najbardziej zaślepieni fanboje, "korekta", to nieuchronny ruch w stronę rzeczywistego świata. Halo, tu ziemia!
Oczywiście spadek wartości akcji to w wymiarze osobistym przykra sprawa, choć na niewielką skalę. Jeśli uciułaliście na spółkę z kolegą jedną czy dwie akcje, to strata jest niewielka. W razie czego najwyżej nie pojedziecie na wakacje na ulubioną wyspę Mykonos, albo pojedzie jeden z was, a Krystian zostanie w domu i będzie opiekował się kotem.
Natomiast w skali globalnej Apple w ostatnie dwa dni ubiegłego tygodnia straciło około 12 miliardów dolarów ze swej rynkowej wartości. Udało się komuś z was przepuścić taką sumkę w weekend? Nawet na Mykonos to trudne do wykonania...
Oczywiście Apple stać na takie fanaberie, bo przecież tracą akcjonariusze, a nie firma. Apple nadal ma wory pieniędzy - aktualnie jakieś sto kilkadziesiąt miliardów dolców wolnej gotówki. I wiecie, co mi przychodzi do głowy? Że to Apple gra na spadek. A gdy wartość rynkowa firmy spadnie do 150 miliardów dolców, geniusze z Cupertino zrobią to samo co Dell - wykupią własne akcje. A co, kto bogatemu zabroni?
A wtedy, już jako całkiem niezależna od nacisków namolnych, marudzących i domagających się dywidendy akcjonariuszy firma, Apple bez przeszkód będzie realizować swoją wizję najwspanialszego ekosystemu świata...