$399,75
Nie tak dawno, gdy giełdowe akcje Apple przebiły lotem koszącym pułap 500 dolarów, obiecałem ponownie napisać , gdy cena spadnie o kolejne 1...
http://applefobia.blogspot.com/2013/04/39975.html
Nie tak dawno, gdy giełdowe akcje Apple przebiły lotem koszącym pułap 500 dolarów, obiecałem ponownie napisać, gdy cena spadnie o kolejne 100 dolców. Nie to, żebym czerpał chorobliwą satysfakcję z kopania leżącego (przepraszam, muszę sobie obetrzeć pot z czoła i pianę z ust), ale skoro dałem słowo, to wypada dotrzymać...
Wystarczy chwila nieuwagi, aby ominęły nas historyczne wydarzenia. Wczoraj, gdy akurat byłem z borsukiem na spacerze, akcje Apple przekroczyły kolejną magiczną granicę w drodze do skorygowania swojej urojonej wartości - osiągnęły cenę 399,75 dolara za sztukę papieru wartościowego.
Hmm... tak czytam to, co napisałem i muszę przyznać, że w tym przypadku sformułowanie "osiągnęły" jest nieco nieuprawnione i mocno przypomina przypadki kreatywnego dziennikarstwa, o których kiedyś wspominałem.
To raczej bolesny zjazd d.pą po kamieniach z pułapu 700 dolców, który według niektórych nawiedzonych analityków miał być trampoliną do nieustannego wzrostu. Teraz sławetny Andy Zaky zapewne pali w piecu krowim nawozem, ukrywając się w jaskiniach w Afganistanie przed zrobionymi w bambuko inwestorami.
Już nie raz pisałem, że inwestowanie w firmę, której akcje mają cenę urojoną, a jej rynkowa kapitalizacja zbudowana jest na wzorcu [wartość nieruchomości i mebli z działu PR + 800% amazingu] jest wysoce ryzykowne. Ale ponieważ kompletnie nie znam się na giełdzie, nikt nie słuchał tych głupstw :)
Teraz, po utracie większości amazingu, składającego się na rynkową wycenę, Apple "osiągnęło" połowę połowę tego, co miało kiedyś. Tyle zostało ze snów o potędze, którą tak się jarali fanboje, nieświadomi tego, że płacąc jabłkowy podatek od głupoty i lansu, przyczyniają się do pompowania banieczki. Teraz giełda powiedziała "sprawdzam".
Do usłyszenia za kolejne 100 dolarów :)
Wystarczy chwila nieuwagi, aby ominęły nas historyczne wydarzenia. Wczoraj, gdy akurat byłem z borsukiem na spacerze, akcje Apple przekroczyły kolejną magiczną granicę w drodze do skorygowania swojej urojonej wartości - osiągnęły cenę 399,75 dolara za sztukę papieru wartościowego.
Hmm... tak czytam to, co napisałem i muszę przyznać, że w tym przypadku sformułowanie "osiągnęły" jest nieco nieuprawnione i mocno przypomina przypadki kreatywnego dziennikarstwa, o których kiedyś wspominałem.
To raczej bolesny zjazd d.pą po kamieniach z pułapu 700 dolców, który według niektórych nawiedzonych analityków miał być trampoliną do nieustannego wzrostu. Teraz sławetny Andy Zaky zapewne pali w piecu krowim nawozem, ukrywając się w jaskiniach w Afganistanie przed zrobionymi w bambuko inwestorami.
Już nie raz pisałem, że inwestowanie w firmę, której akcje mają cenę urojoną, a jej rynkowa kapitalizacja zbudowana jest na wzorcu [wartość nieruchomości i mebli z działu PR + 800% amazingu] jest wysoce ryzykowne. Ale ponieważ kompletnie nie znam się na giełdzie, nikt nie słuchał tych głupstw :)
Teraz, po utracie większości amazingu, składającego się na rynkową wycenę, Apple "osiągnęło" połowę połowę tego, co miało kiedyś. Tyle zostało ze snów o potędze, którą tak się jarali fanboje, nieświadomi tego, że płacąc jabłkowy podatek od głupoty i lansu, przyczyniają się do pompowania banieczki. Teraz giełda powiedziała "sprawdzam".
Do usłyszenia za kolejne 100 dolarów :)