Mac Pro jest taki tani, bo jest za mały
Apple doskonale zarabia na marży, pochodzącej z brandowania cudzych podzespołów, osiągając przebitki w wysokości 100% na pamięciach, dyska...
http://applefobia.blogspot.com/2014/05/mac-pro-jest-taki-tani-bo-jest-za-may.html
Apple doskonale zarabia na marży, pochodzącej z brandowania cudzych podzespołów, osiągając przebitki w wysokości 100% na pamięciach, dyskach czy procesorach. I mogłoby zarabiać jeszcze więcej, gdyby ktoś tam w Cupertino przez chwilę pomyślał bardziej perspektywicznie...
Za przykład niech posłuży Mac Pro - nowa lajfstajlowa stacja robocza Apple. Z powodu projektanckiej fantazji Jonathana Ive obudowa jest tak mała, że mieści się w niej zaledwie kilka podstawowych podzespołów o tak bezprecedensowych możliwościach rozbudowy, że łatwiej jest przerobić puszkę byczków w tomacie na paprykarz szczeciński, niż zmodernizować Maka.
A skoro w Maku Pro nie zmieści się nic więcej poza upchanymi fabrycznie podzespołami, to nie ma się co dziwić jego śmiesznie niskiej cenie - 30.000 złotych za maksymalnie wypasioną wersję to taniocha w porównaniu z konkurencją. A wszystko z powodu fanaberii, żeby Maka dało się łatwo zaturlać patykiem do najbliższego serwisu...
Konkurencja w podstępny sposób wykorzystuje o wiele większe obudowy, pakuje tam dwuprocesorowe płyty główne, 4 potężne karty grafiki, 256GB pamięci w 8 kościach oraz 6 dysków SSD i HDD i całą masę innych peryferiów, a potem liczy sobie bezczelnie za całość ponad 100.000 zł, sprzedając na wpół puste metry sześcienne za bajońskie ceny.
Gdyby Apple udało się to wszystko zmieścić w Maku Pro, to po doliczeniu marży mógłby on spokojnie kosztować nawet 250.000 zł. I mieć objętość beczki po ropie... No, ale skoro w przypływie chorej ambicji zrobiło się najmniejszą na świecie stację roboczą, to nie ma się co dziwić, że stacje robocze Apple są deficytowe i ledwie na siebie zarabiają. Ale nie traćcie nadziei. W porównaniu do smutnej, czarnej konkurencji Maka Pro można przynajmniej spersonalizować na dowolny kolor...
Źródło: Allegro
Za przykład niech posłuży Mac Pro - nowa lajfstajlowa stacja robocza Apple. Z powodu projektanckiej fantazji Jonathana Ive obudowa jest tak mała, że mieści się w niej zaledwie kilka podstawowych podzespołów o tak bezprecedensowych możliwościach rozbudowy, że łatwiej jest przerobić puszkę byczków w tomacie na paprykarz szczeciński, niż zmodernizować Maka.
A skoro w Maku Pro nie zmieści się nic więcej poza upchanymi fabrycznie podzespołami, to nie ma się co dziwić jego śmiesznie niskiej cenie - 30.000 złotych za maksymalnie wypasioną wersję to taniocha w porównaniu z konkurencją. A wszystko z powodu fanaberii, żeby Maka dało się łatwo zaturlać patykiem do najbliższego serwisu...
Konkurencja w podstępny sposób wykorzystuje o wiele większe obudowy, pakuje tam dwuprocesorowe płyty główne, 4 potężne karty grafiki, 256GB pamięci w 8 kościach oraz 6 dysków SSD i HDD i całą masę innych peryferiów, a potem liczy sobie bezczelnie za całość ponad 100.000 zł, sprzedając na wpół puste metry sześcienne za bajońskie ceny.
Gdyby Apple udało się to wszystko zmieścić w Maku Pro, to po doliczeniu marży mógłby on spokojnie kosztować nawet 250.000 zł. I mieć objętość beczki po ropie... No, ale skoro w przypływie chorej ambicji zrobiło się najmniejszą na świecie stację roboczą, to nie ma się co dziwić, że stacje robocze Apple są deficytowe i ledwie na siebie zarabiają. Ale nie traćcie nadziei. W porównaniu do smutnej, czarnej konkurencji Maka Pro można przynajmniej spersonalizować na dowolny kolor...
Źródło: Allegro