2560x1440 - kompletny idiotyzm
Po właśnie ogłoszonej premierze telefonu LG G3 większość branżowych mediów zachłystuje się z zachwytu nad nową zabawką. To oczywiście nie...
http://applefobia.blogspot.com/2014/05/2560x1440-kompletny-idiotyzm.html
Po właśnie ogłoszonej premierze telefonu LG G3 większość branżowych mediów zachłystuje się z zachwytu nad nową zabawką. To oczywiście nie jedyny telefon tej wielkości, ale jeden z pierwszych, posiadających wyświetlacz o rozdzielczości 2560x1440 pikseli. A ja się kulturalnie pytam - ale, k..wa, po co?
Większość portali technologicznych jako największy atut nowego LG wymienia właśnie 5,5-calowy wyświetlacz o zabójczej rodzielczości. Nawet Spider's Web zachował się bardzo emocjonalnie jak na ceniony portal technologiczny i dał się podejść niczym dziecko reklamowymi cyferkami, nazywając G3 "prawdziwym potworem".
Prawdę mówiąc, wcale nie chodzi mi o nowego LG i nie on będzie bohaterem artykułu, ale jego premiera dała mi impuls do ponownego przyjrzenia się bezsensownemu trendowi, zapoczątkowanemu - a jakże - przez nasze ulubione Apple. Prezentując iPhona 4, wyposażonego w magiczny wyświetlacz Retina, Steve Jobs dał sygnał startowy do idiotycznego wyścigu na piksele, który wymknął się poza granice rezerwatu i zdrowego rozsądku.
Fenomen wyświetlacza Retina w iPhonie 4 polegał na tym, że miał on więcej pikseli niż jest w stanie zarejestrować ludzkie oko - czyli sporo więcej niż 300 punktów na cal. Potem jakoś dziwnie applowska definicja Retiny rozciągnęła się jak guma od majtek i niektóre produkty - jak np. duże iPady z Retiną - mają ekrany o oszukanej, zaniżonej gęstości 264 ppi, ale i nad tym również nie będę się rozwodził. Niech się fanboje martwią :)
Nasz problem polega na tym, że konkurencja jak głupia podchwyciła temat i w efekcie mamy teraz potworki, których wyświetlacze to istny optyczny overkill - pokazują dwa razy więcej informacji, niż ludzkie oko jest w stanie zobaczyć, a procesor graficzny męczy się i wpierdziela baterię jak chomik marchewkę, żeby wyświetlić nikomu niepotrzebne do szczęścia szczegóły.
Całkiem niedawno rozglądałem się za 30-calowym monitorem o rozdzielczości 2560x1440 pikseli i wydawało mi się to rozsądnym kompromisem pomiędzy przestrzenią roboczą a jakością obrazu :) Teraz dokładnie tyle samo dostajemy stłoczone na 5,5 cala. Bez sensu. Mam telefon z ekranem o identycznej wielkości i dwukrotnie mniejszej rozdzielczości 1280x720 - moim zdaniem to zupełnie wystarcza, żeby wyświetlić litery tak małe, że nie przeczyta ich nawet pszczoła. To po cholerę więcej pikseli? Tu wcale nie chodzi o matematykę, optykę czy fizjologię ludzkiego oka, ale o marketingowe brednie o super-zaokrąglonych krawędziach liter. No i co z tego, że litery mają przecudnej urody i niespotykanej gładkości krawędzie, skoro tekstu o wielkości 2 pkt i tak nie jestem w stanie przeczytać ani nawet zobaczyć?
Producenci telefonów jakiś czas temu zarzucili rywalizację na megapiksele w matrycach aparatów fotograficznych i chwała im za to, ale walka na bezsensowne i niewidzialne piksele na wyświetlaczach w najlepsze trwa nadal. A po co? Z chciwości i dla pustej chwały. Dla efektu reklamowego. Dla hipsterów, którzy są w stanie zobaczyć więcej w swoich okularach-zerówkach. Skoro technicznie da się coś takiego zrobić i pochwalić się tym w reklamie - to zróbmy! A klient ma z tego taki pożytek, jak z ustnej informacji, że jedna baba w Hondurasie ma pięć cycków...
W przypadku Apple te niedostrzegalne gołym okiem rozdzielczości mają jeszcze jakiś sens, bo klienci przynajmniej nie mogą zobaczyć badpikseli, ale po co konkurencja pakuje się w ten kanał? W efekcie dostajemy nadmiarową technologię, której nie sposób skonsumować. Całkiem jak Polak w Egipcie przy szwedzkim stole, który na talerzu ma napchane dwa razy więcej niż jest w stanie zjeść i połowa żarcia się marnuje.
Ja wiem, że kupując telefon z wyświetlaczem Full HD, Quad HD czy innym 4K niezwykle się dowartościowujemy emocjonalnie i towarzysko, ale nie dajmy się zwariować. Nie pozwólmy sobie wciskać marketingowych bzdur, które dobrze wyglądają na papierze i dają producentowi puste punkty do przewagi technologicznej, ale w praktyce prędzej wam oko wypłynie, niż zobaczycie piksele, za które słono zapłaciliście.
Być może technicznie da się wyhodować ryż wielkości amarantusa, ale spróbujcie go zjeść pałeczkami... I co? Jak idzie? Mięsko wystygło? Koniec końców, klnąc jak szewc, i tak sięgniecie po widelec, więc jaki to ma sens?
Źródło: Komputer Świat