Na tropie Lavisha
Jeśli pamiętacie jeszcze historię Lavisha - bajecznie bogatego fanboja Apple z San Francisco - to mam dla was jej dalszy ciąg, a właściwie ...
http://applefobia.blogspot.com/2013/06/na-tropie-lavisha.html
Jeśli pamiętacie jeszcze historię Lavisha - bajecznie bogatego fanboja Apple z San Francisco - to mam dla was jej dalszy ciąg, a właściwie prequel...
Fenomen Lavisha spowodował, że wielu internautów, nie szczędząc sił i środków próbowało dociec, kim naprawdę jest Lavish i czy ktoś taki w ogóle istnieje. Internetowym tropem Lavisha rzucili się prywatni detektywi i ogary śledcze, a za ciepłym i parującym śladem ogarów ruszyły moje borsuki zwiadowcze.
Efekt poszukiwań jest niejednoznaczny, wynika z niego między innymi, że Lavish to oszust i hochsztapler, udający bogatego buraka przy pomocy fałszywych banknotów i podszywający się pod kogoś innego. Nie do końca się z tym zgadzam i wydaje mi się, że Lavish jest autentycznym burakiem, któremu przewróciło się we łbie od forsy rodziców, ale sami możecie sobie wyrobić własne zdanie - o wszystkim przeczytacie w tym artykule. A tak w ogóle to ja nie o tym...
Śledząc z babskiej ciekawości doniesienia o Lavishu, wpadłem na trop jego wcześniejszej, młodzieńczej aktywności, gdy pod różnymi ksywkami publikował na YouTube różne fanbojskie filmiki - np. z rytualnego unboxingu produktów Apple albo nauczając tajników OS X.
Jeden z tych filmików, pochodzący z 2010 roku to prawdziwa perełka. Młody Lavish w tiszercie z jabłkiem chwali się swoim nowym studiem filmowym. A właściwie to próbuje się pochwalić, bo nie wszystko poszło tak jak trzeba...
Z opisu filmiku dowiadujemy się, że rodzice kupili Lavishowi "biuro" do kręcenia filmików na YouTube, bo nie chcieli, żeby pokazywał w sieci ich prywatne apartamenty i to, jak w gaciach chodzą po domu. Teraz Lavish ma swoje własne profesjonalne studio do kręcenia na profesjonalnym sprzęcie Apple jaszcze lepszych profesjonalnych filmów o profesjonalnym sprzęcie Apple, i...
... i jak widzimy, reportaż o nowym studio Lavisha kończy się po 30 sekundach, gdyż jak wynika z notatki wklejonej w film, jego "17-calowy MacBook Pro padł podczas nagrywania"...
I to by było na tyle profesjonalizmu. Myślę, że komentarz jest zbędny :)
Fenomen Lavisha spowodował, że wielu internautów, nie szczędząc sił i środków próbowało dociec, kim naprawdę jest Lavish i czy ktoś taki w ogóle istnieje. Internetowym tropem Lavisha rzucili się prywatni detektywi i ogary śledcze, a za ciepłym i parującym śladem ogarów ruszyły moje borsuki zwiadowcze.
Efekt poszukiwań jest niejednoznaczny, wynika z niego między innymi, że Lavish to oszust i hochsztapler, udający bogatego buraka przy pomocy fałszywych banknotów i podszywający się pod kogoś innego. Nie do końca się z tym zgadzam i wydaje mi się, że Lavish jest autentycznym burakiem, któremu przewróciło się we łbie od forsy rodziców, ale sami możecie sobie wyrobić własne zdanie - o wszystkim przeczytacie w tym artykule. A tak w ogóle to ja nie o tym...
Śledząc z babskiej ciekawości doniesienia o Lavishu, wpadłem na trop jego wcześniejszej, młodzieńczej aktywności, gdy pod różnymi ksywkami publikował na YouTube różne fanbojskie filmiki - np. z rytualnego unboxingu produktów Apple albo nauczając tajników OS X.
Jeden z tych filmików, pochodzący z 2010 roku to prawdziwa perełka. Młody Lavish w tiszercie z jabłkiem chwali się swoim nowym studiem filmowym. A właściwie to próbuje się pochwalić, bo nie wszystko poszło tak jak trzeba...
Hey Youtube! My parents bought me my own office to do Youtube videos. I was doing them in my friends room because they don't like it when I show videos of the insides of my house:( So be ready for some better Apple Videos:)
Z opisu filmiku dowiadujemy się, że rodzice kupili Lavishowi "biuro" do kręcenia filmików na YouTube, bo nie chcieli, żeby pokazywał w sieci ich prywatne apartamenty i to, jak w gaciach chodzą po domu. Teraz Lavish ma swoje własne profesjonalne studio do kręcenia na profesjonalnym sprzęcie Apple jaszcze lepszych profesjonalnych filmów o profesjonalnym sprzęcie Apple, i...
... i jak widzimy, reportaż o nowym studio Lavisha kończy się po 30 sekundach, gdyż jak wynika z notatki wklejonej w film, jego "17-calowy MacBook Pro padł podczas nagrywania"...
I to by było na tyle profesjonalizmu. Myślę, że komentarz jest zbędny :)