iPanzer - historia nieznana
Wygląda na to, że pomysły na połączenie iGadżetów ze sprzętem bojowym to niewyczerpana kopalnia inspiracji. Dlatego też prezentuję wygrzeba...
http://applefobia.blogspot.com/2013/06/ipanzer-historia-nieznana.html
Wygląda na to, że pomysły na połączenie iGadżetów ze sprzętem bojowym to niewyczerpana kopalnia inspiracji. Dlatego też prezentuję wygrzebaną w domowym archiwum rycinę przedstawiającą iPanzer - jedną z najtajniejszych hitlerowskich Wunderwaffe, która mogła zmienić bieg historii...
Prace nad tą straszliwą bronią rozpoczęły się w lipcu 1944 roku, gdy w ręce nazistów wpadł tajemniczy przybysz. Niewiele o nim wiemy. Ubrany w obcisłe gatki i bezsensowny hełm z dziurami, zaplątał się w krzaki koło poligonu doświadczalnego w Peenemünde razem ze swym dziwacznym rowerem. Miał amerykańskie prawo jazdy na rok 2014 i twierdził, że wraca do domu w Palo Alto, co oczywiście wzbudziło uzasadnioną czujność wartowników.
Rower o dziwnej konstrukcji miał napis iCycle Time Runner Pro i był eksperymentalną machiną czasu z napędem jądrowym, nad którą Apple podjęło prace po tym, gdy Liberty Direct odmówiło im wypłaty odszkodowania z polisy AC+NNW za rozbity na parkingu pod Walmartem prototyp iCara. A Phil Schiller mówił przecież TimKukowi, że bezprzewodowe hamulce działające w Chmurze mogą nie zdążyć się zsynchronizować z iTunes w razie potrzeby nagłego zatrzymania... Ale ja nie o tym...
Rozebrany na części rower posłużył nazistom jako baza wyjściowa do skonstruowania prototypu pierwszego hybrydowego pojazdu bojowego - VW typ 82 Kübelwagen mit Holzgas und Nuklearantrieb. Produkcję uruchomiono w podziemiach kompleksu Riese w Górach Sowich. Niemcy ulepszyli wiele elementów - między innymi zmienili zacinającą się przerzutkę planetarną na sojuszniczy produkt marki Shimano i wymienili ciężką wodę w chłodnicy. Niestety nie mieli doświadczenia z bateriami Apple, zasilającymi procesor A6, które sterował fuzją zimnych jąder. Baterie tradycyjnie spuchły i eksplodowały, grzebiąc korytarze pod zwałami ziemi i kamieni, i odcinając większość podziemi Riese od świata zewnętrznego. Prototypu hybrydowego Kübelwagena nie odnaleziono do dziś.
Rozebrany do obcisłych gatek przybysz nie nadawał się do niczego sensownego, a ponieważ ciągle wykrzykiwał tylko coś w rodzaju "Chief Executive Officer" i "Apfel", więc po zrewidowaniu i przesłuchaniu został odesłany do jenieckiego obozu oficerskiego Oflag VII D w Tittmoning, do prac pomocniczych w sadzie owocowym. Podobno próbował tam zaszczepić jakąś nową odmianę jabłoni - Regenmantel, czy jakoś tak. Ale ja nie o tym...
Podczas rewizji cyklisty znaleziono przy nim urządzenie, które na pierwszy rzut oka nie kojarzyło się z zastosowaniami militarnymi, choć trzeba przyznać, że duże zbiory śmiałych rycin o tematyce męskiej wprawiły w popłoch inżynierów z Peenemünde i mocno obniżyły morale członków personelu wojskowego, którzy od tej pory do łaźni chadzali wyłącznie w pojedynkę i z odbezpieczoną bronią osobistą.
Rozważano powielenie tych rycin w formie ulotek i zrzucanie ich z bombowców nurkujących Junkers Ju 87 "Stuka" nad pozycjami przeciwnika, aby osłabić jego ducha bojowego i zasiać ferment w szeregach. Niestety, na przeszkodzie stanęło to, że żadnym sposobem nie udawało się tych rycin wydobyć z urządzenia - nawet przy użyciu eksperymentalnego złącza Das Micro ASB (Allgemein Seriell Bus), dopiero co opracowanego w niemieckich laboratoriach.
Dalej nie było wiadomo, co zrobić z tajemniczym urządzeniem. Nadzieja pojawiła się, gdy przebywający akurat w Peenemünde z inspekcją pułkownik Claus von Stauffenberg rzucił swoim bystrym okiem na "Täfelchen", jak pieszczotliwie nazywali urządzenie laboranci, wykrzyknął entuzjastycznie "Dla mnie bomba!", po czym pojechał coś załatwić w Wilczym Szańcu. Ponieważ już nie wrócił, nigdy nie wyszło na jaw, co miał na myśli.
O wszystkim zadecydował przypadek. Któryś z inżynierów, pracujący przed wojną w zakładach Telefunkena, odkrył, że to co widać przez obiektyw z tyłu "Täfelchen", może być wyświetlane na przedniej szybce. Zaraz potem skonstruowano prototyp iPanzer, który pozwalał bezpiecznie celować do czołgów przeciwnika zza stalowej osłony z malutką dziurką. Los radzieckich T-34 i amerykańskich Shermanów wydawał się wisieć na włosku...
Zamiary nazistów zostały pokrzyżowane przez sankcje gospodarcze i embargo wojenne, nałożone przez USA na Niemcy. Wskutek decyzji amerykańskiego Senatu, Apple musiało zablokować okupowanej Europie dostęp do iTunes i mimo licznych usiłowań i prób podszywania się pod fińskich, belgijskich czy włoskich fanbojów, nazistom nigdy nie udało się ściągnąć oprogramowania do iPanzer ani aktualizacji do Map Apple. I w ten sposób podobno wygraliśmy II Wojnę Światową...
PS. Materiał został opracowany bez konsultacji z Bogusławem Wołoszańskim.
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? DOŁĄCZ DO APPLEFOBII!
Prace nad tą straszliwą bronią rozpoczęły się w lipcu 1944 roku, gdy w ręce nazistów wpadł tajemniczy przybysz. Niewiele o nim wiemy. Ubrany w obcisłe gatki i bezsensowny hełm z dziurami, zaplątał się w krzaki koło poligonu doświadczalnego w Peenemünde razem ze swym dziwacznym rowerem. Miał amerykańskie prawo jazdy na rok 2014 i twierdził, że wraca do domu w Palo Alto, co oczywiście wzbudziło uzasadnioną czujność wartowników.
Rower o dziwnej konstrukcji miał napis iCycle Time Runner Pro i był eksperymentalną machiną czasu z napędem jądrowym, nad którą Apple podjęło prace po tym, gdy Liberty Direct odmówiło im wypłaty odszkodowania z polisy AC+NNW za rozbity na parkingu pod Walmartem prototyp iCara. A Phil Schiller mówił przecież TimKukowi, że bezprzewodowe hamulce działające w Chmurze mogą nie zdążyć się zsynchronizować z iTunes w razie potrzeby nagłego zatrzymania... Ale ja nie o tym...
Rozebrany na części rower posłużył nazistom jako baza wyjściowa do skonstruowania prototypu pierwszego hybrydowego pojazdu bojowego - VW typ 82 Kübelwagen mit Holzgas und Nuklearantrieb. Produkcję uruchomiono w podziemiach kompleksu Riese w Górach Sowich. Niemcy ulepszyli wiele elementów - między innymi zmienili zacinającą się przerzutkę planetarną na sojuszniczy produkt marki Shimano i wymienili ciężką wodę w chłodnicy. Niestety nie mieli doświadczenia z bateriami Apple, zasilającymi procesor A6, które sterował fuzją zimnych jąder. Baterie tradycyjnie spuchły i eksplodowały, grzebiąc korytarze pod zwałami ziemi i kamieni, i odcinając większość podziemi Riese od świata zewnętrznego. Prototypu hybrydowego Kübelwagena nie odnaleziono do dziś.
Rozebrany do obcisłych gatek przybysz nie nadawał się do niczego sensownego, a ponieważ ciągle wykrzykiwał tylko coś w rodzaju "Chief Executive Officer" i "Apfel", więc po zrewidowaniu i przesłuchaniu został odesłany do jenieckiego obozu oficerskiego Oflag VII D w Tittmoning, do prac pomocniczych w sadzie owocowym. Podobno próbował tam zaszczepić jakąś nową odmianę jabłoni - Regenmantel, czy jakoś tak. Ale ja nie o tym...
Podczas rewizji cyklisty znaleziono przy nim urządzenie, które na pierwszy rzut oka nie kojarzyło się z zastosowaniami militarnymi, choć trzeba przyznać, że duże zbiory śmiałych rycin o tematyce męskiej wprawiły w popłoch inżynierów z Peenemünde i mocno obniżyły morale członków personelu wojskowego, którzy od tej pory do łaźni chadzali wyłącznie w pojedynkę i z odbezpieczoną bronią osobistą.
Rozważano powielenie tych rycin w formie ulotek i zrzucanie ich z bombowców nurkujących Junkers Ju 87 "Stuka" nad pozycjami przeciwnika, aby osłabić jego ducha bojowego i zasiać ferment w szeregach. Niestety, na przeszkodzie stanęło to, że żadnym sposobem nie udawało się tych rycin wydobyć z urządzenia - nawet przy użyciu eksperymentalnego złącza Das Micro ASB (Allgemein Seriell Bus), dopiero co opracowanego w niemieckich laboratoriach.
Dalej nie było wiadomo, co zrobić z tajemniczym urządzeniem. Nadzieja pojawiła się, gdy przebywający akurat w Peenemünde z inspekcją pułkownik Claus von Stauffenberg rzucił swoim bystrym okiem na "Täfelchen", jak pieszczotliwie nazywali urządzenie laboranci, wykrzyknął entuzjastycznie "Dla mnie bomba!", po czym pojechał coś załatwić w Wilczym Szańcu. Ponieważ już nie wrócił, nigdy nie wyszło na jaw, co miał na myśli.
O wszystkim zadecydował przypadek. Któryś z inżynierów, pracujący przed wojną w zakładach Telefunkena, odkrył, że to co widać przez obiektyw z tyłu "Täfelchen", może być wyświetlane na przedniej szybce. Zaraz potem skonstruowano prototyp iPanzer, który pozwalał bezpiecznie celować do czołgów przeciwnika zza stalowej osłony z malutką dziurką. Los radzieckich T-34 i amerykańskich Shermanów wydawał się wisieć na włosku...
Zamiary nazistów zostały pokrzyżowane przez sankcje gospodarcze i embargo wojenne, nałożone przez USA na Niemcy. Wskutek decyzji amerykańskiego Senatu, Apple musiało zablokować okupowanej Europie dostęp do iTunes i mimo licznych usiłowań i prób podszywania się pod fińskich, belgijskich czy włoskich fanbojów, nazistom nigdy nie udało się ściągnąć oprogramowania do iPanzer ani aktualizacji do Map Apple. I w ten sposób podobno wygraliśmy II Wojnę Światową...
PS. Materiał został opracowany bez konsultacji z Bogusławem Wołoszańskim.
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? DOŁĄCZ DO APPLEFOBII!