Powrót fotoreporterów
Dziś dostałem piękny prezent od losu. Jeden z czytelników podesłał mi informację o wielce szczęśliwym i pouczającym finale historii, którą...
http://applefobia.blogspot.com/2014/03/powrot-fotoreporterow.html
Dziś dostałem piękny prezent od losu. Jeden z czytelników podesłał mi informację o wielce szczęśliwym i pouczającym finale historii, którą onegdaj opisałem na Applefobii.
W skrócie chodzi o to, że w czerwcu zeszłego roku, w ramach nadążania za najnowszymi trendami amerykański tabloid Chicago Sun-Times zwolnił z roboty wszystkich zawodowych fotoreporterów, a na ich miejsce zatrudnił pryszczatych paszteciarzy z iPhonami, których jedyną umiejętnością było wrzucanie słitfoci z kotami na Instagrama i filmików z kibla na kołchozy społecznościowe.
Niestety, ku zaskoczeniu właściciela gazety okazało się, że wymiana fachowców (w tym jednego laureata Pulitzera) na amatorów ze smartfonami nie podniosła sprzedaży, a sam fakt ściskania iPhona w garści nie czyni człowieka profesjonalnym fotoreporterem. Nie pomaga nawet ukończenie miszczowskiego internetowego kursu za 19 dolców, kupno podręcznika iPhonografii czy udział w prestiżowych konkursach.
Wychodzi na to, że w tej robocie przede wszystkim liczy się zawartość mózgoczaszki i zdolność do jej sensownego używania, umiejętność wybierania tematu, gruntowna wiedza i tzw. iskra boża czyli talent, a nie jakieś szafirowe szkiełko w obiektywie, filtry i podgląd na Retinie. Amazing to nie wszystko.
No i stało się. Gdy okazało się, że cudowna technologia spod znaku Apple nie była w stanie zamaskować miałkiej treści, trzeba było wrócić do korzeni. Jak donosi portal DigitalCamera, gazeta uprzejmie poprosiła zwolnionych fotoreporterów o powrót do pracy. Jedyny warunek, jaki im postawiono, to opanowanie obsługi materiałów multimedialnych, które ponoć są najbardziej pożądane przez czytelników.
Nie jest to najgorsze wyjście, bo gdy za multimedia zabiorą się prawdziwi fachowcy, gazeta tylko na tym skorzysta. A morał? No cóż... o wiele łatwiej nauczyć zawodowego fotografa robić z siebie małpę, niż nauczyć małpę zawodowego fotografowania...
Źródło: DigitalCamera
W skrócie chodzi o to, że w czerwcu zeszłego roku, w ramach nadążania za najnowszymi trendami amerykański tabloid Chicago Sun-Times zwolnił z roboty wszystkich zawodowych fotoreporterów, a na ich miejsce zatrudnił pryszczatych paszteciarzy z iPhonami, których jedyną umiejętnością było wrzucanie słitfoci z kotami na Instagrama i filmików z kibla na kołchozy społecznościowe.
Niestety, ku zaskoczeniu właściciela gazety okazało się, że wymiana fachowców (w tym jednego laureata Pulitzera) na amatorów ze smartfonami nie podniosła sprzedaży, a sam fakt ściskania iPhona w garści nie czyni człowieka profesjonalnym fotoreporterem. Nie pomaga nawet ukończenie miszczowskiego internetowego kursu za 19 dolców, kupno podręcznika iPhonografii czy udział w prestiżowych konkursach.
Wychodzi na to, że w tej robocie przede wszystkim liczy się zawartość mózgoczaszki i zdolność do jej sensownego używania, umiejętność wybierania tematu, gruntowna wiedza i tzw. iskra boża czyli talent, a nie jakieś szafirowe szkiełko w obiektywie, filtry i podgląd na Retinie. Amazing to nie wszystko.
No i stało się. Gdy okazało się, że cudowna technologia spod znaku Apple nie była w stanie zamaskować miałkiej treści, trzeba było wrócić do korzeni. Jak donosi portal DigitalCamera, gazeta uprzejmie poprosiła zwolnionych fotoreporterów o powrót do pracy. Jedyny warunek, jaki im postawiono, to opanowanie obsługi materiałów multimedialnych, które ponoć są najbardziej pożądane przez czytelników.
Nie jest to najgorsze wyjście, bo gdy za multimedia zabiorą się prawdziwi fachowcy, gazeta tylko na tym skorzysta. A morał? No cóż... o wiele łatwiej nauczyć zawodowego fotografa robić z siebie małpę, niż nauczyć małpę zawodowego fotografowania...
Źródło: DigitalCamera