iPhone robi zdjęcia jak z 1880 roku
Powszechnie wiadomo, że iPhone to potężne i wszechstronne narzędzie o nieograniczonych możliwościach. Dla zwieńczenia swojego nieocenioneg...
http://applefobia.blogspot.com/2014/03/iphone-robi-zdjecia-jak-z-1880-roku.html
Powszechnie wiadomo, że iPhone to potężne i wszechstronne narzędzie o nieograniczonych możliwościach. Dla zwieńczenia swojego nieocenionego wkładu w postęp i rozwój techniki, właśnie wkroczył na nowy obszar, aby dokonać przewrotu tam, gdzie go jeszcze brakowało - w astronomii.
Nie raz pisałem już o tym, jak za pomocą specjalnych adapterów i przejściówek, użytkownicy iPhonów usiłują wykorzystać je do najdziwniejszych zadań, w imię niezrozumiałej idei zastępując specjalistyczne urządzenia telefonem i zyskując ograniczoną protezę czegoś, co wcześniej działało o niebo lepiej i sprawniej.
A propos nieba... Tym razem niejaki Andrew Symes, astronom z zawodu, uznał, że jego iPhone - oczywiście po dokręceniu do teleskopu przy pomocy specjalnego adaptera - doskonale nada się do robienia zdjęć astronomicznych. Wiecie - gwiazdy, planety, komety i temu podobne romantyczne sprawy.
Jak można się było spodziewać, próba udowodnienia, że iPhone może zastąpić profesjonalną kamerę do zdjęć kosmosu, zakończyła się tym samym co start w Rajdzie Dakar na dziecinnym rowerku. Efektem pracy astronoma-fanboja jest to oto zdjęcie Mgławicy Oriona, wykonane przy użyciu najnowocześniejszych kupertyńskich technologii optycznych, elektronicznych i transcendentalnych:
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie zdjęcie tej samej galaktyki, wykonane prymitywnymi, klasycznymi metodami w 1880 roku przez innego astronoma - Henry'ego Drapera:
Poza tym, że ze zrozumiałych powodów zdjęcie Symesa jest kolorowe i mniej rozmazane dzięki krótszemu czasowi naświetlania, za cholerę nie wpadlibyście na to, że te zdjęcia dzieli ogromna technologiczna przepaść. Jakość dramatyczna, szumy podobne, szczegółowość obrazu żałosna - no kuźwa, tak ma wyglądać 134 lat postępu technicznego w fotografii? Naprawdę kawał dobrej roboty, Apple!
Jeśli ktoś jeszcze wierzy, że magia kupertyńskiego amazingu czyni cuda i telefon z prostym aparatem zastąpi rzetelny, specjalistyczny sprzęt, to szczerze współczuję. Sam ładnych parę lat temu dokręcałem do pożyczonego teleskopu cyfrowy kompakt Olympusa, ale spaliłbym się ze wstydu, gdybym miał pokazać publicznie zdjęcia Księżyca, które wtedy zrobiłem. No, ale ja nie jestem zawodowym astronomem-fanbojem...
Źródło: Gazeta
Nie raz pisałem już o tym, jak za pomocą specjalnych adapterów i przejściówek, użytkownicy iPhonów usiłują wykorzystać je do najdziwniejszych zadań, w imię niezrozumiałej idei zastępując specjalistyczne urządzenia telefonem i zyskując ograniczoną protezę czegoś, co wcześniej działało o niebo lepiej i sprawniej.
A propos nieba... Tym razem niejaki Andrew Symes, astronom z zawodu, uznał, że jego iPhone - oczywiście po dokręceniu do teleskopu przy pomocy specjalnego adaptera - doskonale nada się do robienia zdjęć astronomicznych. Wiecie - gwiazdy, planety, komety i temu podobne romantyczne sprawy.
Jak można się było spodziewać, próba udowodnienia, że iPhone może zastąpić profesjonalną kamerę do zdjęć kosmosu, zakończyła się tym samym co start w Rajdzie Dakar na dziecinnym rowerku. Efektem pracy astronoma-fanboja jest to oto zdjęcie Mgławicy Oriona, wykonane przy użyciu najnowocześniejszych kupertyńskich technologii optycznych, elektronicznych i transcendentalnych:
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie zdjęcie tej samej galaktyki, wykonane prymitywnymi, klasycznymi metodami w 1880 roku przez innego astronoma - Henry'ego Drapera:
Jeśli ktoś jeszcze wierzy, że magia kupertyńskiego amazingu czyni cuda i telefon z prostym aparatem zastąpi rzetelny, specjalistyczny sprzęt, to szczerze współczuję. Sam ładnych parę lat temu dokręcałem do pożyczonego teleskopu cyfrowy kompakt Olympusa, ale spaliłbym się ze wstydu, gdybym miał pokazać publicznie zdjęcia Księżyca, które wtedy zrobiłem. No, ale ja nie jestem zawodowym astronomem-fanbojem...
Źródło: Gazeta