Instagramy na ściany!
Jeśli nie potraficie normalnie funkcjonować bez bliskiego, ustawicznego kontaktu ze sztuką, a życie bez patrzenia całymi dniami na dziwne ...
http://applefobia.blogspot.com/2014/03/instagramy-na-sciany.html
Jeśli nie potraficie normalnie funkcjonować bez bliskiego, ustawicznego kontaktu ze sztuką, a życie bez patrzenia całymi dniami na dziwne kolory nie ma dla was sensu - koniecznie zainteresujcie się tą propozycją...
Od początku jego istnienia uważam Instagrama za największe nieszczęście w historii fotografii. Prawda jest taka, że jeśli jakaś łajza z iPhonem czy innym "głupim jasiem" nie potrafi zrobić dobrego technicznie i wartościowego tematycznie zdjęcia, to powinna dać sobie z tym spokój i zając się cerowaniem skarpetek albo wypalaniem węgla drzewnego w Bieszczadach. Niestety, wbrew logice, węglarzy nadal jak na lekarstwo...
Za sprawą Instagrama miliony nieudaczników dostały do ręki proste w obsłudze narzędzie do udziwniania swoich żałosnych fotek jakimiś purpurowo-sepiowymi albo zdechłozielonymi filtrami czy innymi ORWO-podobnymi rzygowinami. No i poszło... A tam, gdzie zaczyna się tzw. nieskrępowana kreatywność, dramatycznie zanika pojęcie samokrytycyzmu i autocenzury. Każdy jest wybitnym artystą i własnym marszandem. W efekcie, zamiast natychmiast trafić do kosza, wszystkie te kolorowane koszmarki, przedstawiające trampki lub rozlaną kawę, rozprzestrzeniają się po internetach jak sraczka po lazarecie Kuomintangu podczas wojny w Mandżurii.
I jakby tego było mało, ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby przenieść te ohydztwa z fotograficznych kołchozów społecznościowych do realu - w przestrzeń publiczną. Na masową skalę. No i teraz możecie wszystkie swoje 875456787823 instagramowane słitfocie i samojebki z windy wydrukować (oczywiście w obowiązkowym kwadratowym formacie), oprawić w specjalne ramki i obwiesić nimi ściany w domu czy biurze, żeby niszczyć wzrok rodzinie i klientom...
Chłopaki już zbierają 16.000 dolców na to dzieło. Dokładacie się?
Źródło: KickStarter
Od początku jego istnienia uważam Instagrama za największe nieszczęście w historii fotografii. Prawda jest taka, że jeśli jakaś łajza z iPhonem czy innym "głupim jasiem" nie potrafi zrobić dobrego technicznie i wartościowego tematycznie zdjęcia, to powinna dać sobie z tym spokój i zając się cerowaniem skarpetek albo wypalaniem węgla drzewnego w Bieszczadach. Niestety, wbrew logice, węglarzy nadal jak na lekarstwo...
Za sprawą Instagrama miliony nieudaczników dostały do ręki proste w obsłudze narzędzie do udziwniania swoich żałosnych fotek jakimiś purpurowo-sepiowymi albo zdechłozielonymi filtrami czy innymi ORWO-podobnymi rzygowinami. No i poszło... A tam, gdzie zaczyna się tzw. nieskrępowana kreatywność, dramatycznie zanika pojęcie samokrytycyzmu i autocenzury. Każdy jest wybitnym artystą i własnym marszandem. W efekcie, zamiast natychmiast trafić do kosza, wszystkie te kolorowane koszmarki, przedstawiające trampki lub rozlaną kawę, rozprzestrzeniają się po internetach jak sraczka po lazarecie Kuomintangu podczas wojny w Mandżurii.
I jakby tego było mało, ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby przenieść te ohydztwa z fotograficznych kołchozów społecznościowych do realu - w przestrzeń publiczną. Na masową skalę. No i teraz możecie wszystkie swoje 875456787823 instagramowane słitfocie i samojebki z windy wydrukować (oczywiście w obowiązkowym kwadratowym formacie), oprawić w specjalne ramki i obwiesić nimi ściany w domu czy biurze, żeby niszczyć wzrok rodzinie i klientom...
Chłopaki już zbierają 16.000 dolców na to dzieło. Dokładacie się?
Źródło: KickStarter