Wszystkie bryki Jonathana Ive
Skoro już na tapecie pojawił się temat nowego systemu operacyjnego CarPlay , aż się prosi, aby poświęcić choć jeden artykuł temu, o czym f...
http://applefobia.blogspot.com/2014/03/wszystkie-bryki-jonathana-ive.html
Skoro już na tapecie pojawił się temat nowego systemu operacyjnego CarPlay, aż się prosi, aby poświęcić choć jeden artykuł temu, o czym faceci mogą rozmawiać w nieskończoność (oczywiście nie licząc cycków i instrukcji obsługi Wielkiego Zderzacza Hadronów) - czyli samochodom. I to nie byle jakim samochodom, ale superbrykom należącym do Jonathana Ive...
Jak przystało na geniusza, największego designera świata, angola z urodzenia i rycerza Korony Brytyjskiej, sir Jonathan Ive nie jeździ byle czym i pominąwszy jeden mały pomarańczowy wyjątek z czasów młodości, sięga teraz wyłącznie po białe, czarne i srebrne samochody ekskluzywnych brytyjskich marek. To przywiązanie do marki, pochodzenia i gamy kolorystycznej jest u niego na tyle symptomatyczne, że widzę w tym pewną prawidłowość, o której napiszę w podsumowaniu artykułu. Ale po kolei...
Pierwszym własnym wozem Jonathana Ive był pomarańczowy Fiat 500 z szyberdachem. To było w czasach, gdy Ive jeszcze nie słyszał o minimalizmie i nosił włosy, więc szyberdach był konieczny, aby wystawiać przez otwór w suficie nadwyżki imponującej fryzury:
Potem Ive w ramach intensywnego rozwoju osobistego trochę przybrał na wadze...
...i choć pozbył się części owłosienia, to w mikrosamochodzie zrobiło się dla niego za ciasno. Naturalnym wyborem w takiej sytuacji był odkryty roadster Austin-Healey Sprite, nie bez przyczyny nazwany "Frogeye":
To radosne rumakowanie z wiatrem we włosach skończyło się, gdy Jonathan Ive został wielkim projektantem w Apple - wskutek ustawicznego stresu pod rządami Steva Jobsa stracił wtedy na wadze i na owłosieniu, ale za to zasiadł za kierownicą Astona Martina DB9 wartego 250.000 dolarów:
Niestety szczęście nie trwało wiecznie. W miesiąc po zakupie Jonny stracił panowanie nad swoim Astonem i rozbił go kompletnie na autostradzie w pobliżu San Bruno. Podobno zapatrzył się wtedy na drogową tablicę informacyjną w kształcie prostokąta o idealnych proporcjach z zaokrąglonymi rogami, która bardzo go zainspirowała...
Wypadek, poza nawdychaniem się oparów materiału wybuchowego z wystrzelonych poduszek, miał też inne konsekwencje - zarząd Apple uznał, że Ive jest bardzo ważny dla firmy i przyznał mu sporą podwyżkę. Może liczyli na to, że przesiądzie się do bezpiecznej opancerzonej limuzyny z kierowcą. Ale Ive, nie zastanawiając się wiele, sprawił sobie kolejnego DB9. To się nazywa fascynacja marką...
Fascynacja okazała się krótkotrwała, bo drugi Aston Martin wkrótce uległ samozapłonowi. Gdy Ive, śmierdząc spalenizną i mokry od piany z gaśnicy, poszedł z pyskiem do producenta samochodów, zyskał tyle, że w ramach rekompensaty za straty moralne dostał zniżkę na kolejnego Astona - tym razem 12-cylindrowego Vanquisha za 300.000 dolców.
Jedną z charakterystycznych cech Astona Martina była innowacyjna, aluminiowa, klejona konstrukcja podwozia, co niewątpliwie stało się kolejnym punktem zwrotnym w karierze Jonathana Ive - wkrótce potem aluminium weszło na stałe do repertuaru Apple. Jak widać, człowiek uczy się całe życie...
Kolejnym zakupem Jonathana Ive był dostojny biały Bentley Brooklands...
...do którego wkrótce dołączył identyczny czarny egzemplarz:
W tak zwanym międzyczasie Jonathan Ive, nie bardzo wiedząc, co robić z pieniędzmi, kupił sobie jeszcze jeden samochód - Land Rovera LR3. Nie żeby jakoś koniecznie potrzebował fury do wożenia iglaków i cementu na działkę, ale ot, tak z czystej zazdrości - bo kolega z pracy miał takiego samego...
A teraz pora na obiecane podsumowanie. Nie wiem jak wam, ale mnie historia samochodów Jonathana Ive przypomina trochę patologiczną relację pomiędzy fanbojami a produktami Apple. Po pierwszym zakupie nie ma już odwrotu. Gdy rozbijesz jednego iPhona, kupujesz bez zastanowienia następnego, choć jest tak samo kruchy. Gdy ten dla odmiany ulega samozapłonowi, idziesz po kolejnego, jeszcze droższego, z szybszym procesorem. Gdy masz już czarnego, chciałbyś do kompletu mieć i białego. Kolega kupił jakiś nowszy model, więc skręcając się z zazdrości kupujesz sobie taki sam...
Ciekawe czy sir Jonathan zdaje sobie sprawę ze schematyzmu i symboliki swojego postępowania, ale jeśli moje spekulacje mają choć ziarno prawdopodobieństwa, to kolejnymi samochodami w jego kolekcji powinny być złoty Rolls Royce i komplet kolorowych Trabantów...
Źródło i fotki: Cult of Mac
Jak przystało na geniusza, największego designera świata, angola z urodzenia i rycerza Korony Brytyjskiej, sir Jonathan Ive nie jeździ byle czym i pominąwszy jeden mały pomarańczowy wyjątek z czasów młodości, sięga teraz wyłącznie po białe, czarne i srebrne samochody ekskluzywnych brytyjskich marek. To przywiązanie do marki, pochodzenia i gamy kolorystycznej jest u niego na tyle symptomatyczne, że widzę w tym pewną prawidłowość, o której napiszę w podsumowaniu artykułu. Ale po kolei...
Pierwszym własnym wozem Jonathana Ive był pomarańczowy Fiat 500 z szyberdachem. To było w czasach, gdy Ive jeszcze nie słyszał o minimalizmie i nosił włosy, więc szyberdach był konieczny, aby wystawiać przez otwór w suficie nadwyżki imponującej fryzury:
Potem Ive w ramach intensywnego rozwoju osobistego trochę przybrał na wadze...
...i choć pozbył się części owłosienia, to w mikrosamochodzie zrobiło się dla niego za ciasno. Naturalnym wyborem w takiej sytuacji był odkryty roadster Austin-Healey Sprite, nie bez przyczyny nazwany "Frogeye":
To radosne rumakowanie z wiatrem we włosach skończyło się, gdy Jonathan Ive został wielkim projektantem w Apple - wskutek ustawicznego stresu pod rządami Steva Jobsa stracił wtedy na wadze i na owłosieniu, ale za to zasiadł za kierownicą Astona Martina DB9 wartego 250.000 dolarów:
Niestety szczęście nie trwało wiecznie. W miesiąc po zakupie Jonny stracił panowanie nad swoim Astonem i rozbił go kompletnie na autostradzie w pobliżu San Bruno. Podobno zapatrzył się wtedy na drogową tablicę informacyjną w kształcie prostokąta o idealnych proporcjach z zaokrąglonymi rogami, która bardzo go zainspirowała...
Wypadek, poza nawdychaniem się oparów materiału wybuchowego z wystrzelonych poduszek, miał też inne konsekwencje - zarząd Apple uznał, że Ive jest bardzo ważny dla firmy i przyznał mu sporą podwyżkę. Może liczyli na to, że przesiądzie się do bezpiecznej opancerzonej limuzyny z kierowcą. Ale Ive, nie zastanawiając się wiele, sprawił sobie kolejnego DB9. To się nazywa fascynacja marką...
Fascynacja okazała się krótkotrwała, bo drugi Aston Martin wkrótce uległ samozapłonowi. Gdy Ive, śmierdząc spalenizną i mokry od piany z gaśnicy, poszedł z pyskiem do producenta samochodów, zyskał tyle, że w ramach rekompensaty za straty moralne dostał zniżkę na kolejnego Astona - tym razem 12-cylindrowego Vanquisha za 300.000 dolców.
Jedną z charakterystycznych cech Astona Martina była innowacyjna, aluminiowa, klejona konstrukcja podwozia, co niewątpliwie stało się kolejnym punktem zwrotnym w karierze Jonathana Ive - wkrótce potem aluminium weszło na stałe do repertuaru Apple. Jak widać, człowiek uczy się całe życie...
Kolejnym zakupem Jonathana Ive był dostojny biały Bentley Brooklands...
...do którego wkrótce dołączył identyczny czarny egzemplarz:
W tak zwanym międzyczasie Jonathan Ive, nie bardzo wiedząc, co robić z pieniędzmi, kupił sobie jeszcze jeden samochód - Land Rovera LR3. Nie żeby jakoś koniecznie potrzebował fury do wożenia iglaków i cementu na działkę, ale ot, tak z czystej zazdrości - bo kolega z pracy miał takiego samego...
A teraz pora na obiecane podsumowanie. Nie wiem jak wam, ale mnie historia samochodów Jonathana Ive przypomina trochę patologiczną relację pomiędzy fanbojami a produktami Apple. Po pierwszym zakupie nie ma już odwrotu. Gdy rozbijesz jednego iPhona, kupujesz bez zastanowienia następnego, choć jest tak samo kruchy. Gdy ten dla odmiany ulega samozapłonowi, idziesz po kolejnego, jeszcze droższego, z szybszym procesorem. Gdy masz już czarnego, chciałbyś do kompletu mieć i białego. Kolega kupił jakiś nowszy model, więc skręcając się z zazdrości kupujesz sobie taki sam...
Ciekawe czy sir Jonathan zdaje sobie sprawę ze schematyzmu i symboliki swojego postępowania, ale jeśli moje spekulacje mają choć ziarno prawdopodobieństwa, to kolejnymi samochodami w jego kolekcji powinny być złoty Rolls Royce i komplet kolorowych Trabantów...
Źródło i fotki: Cult of Mac