Bez Samsunga ani rusz - tragikomedii ciąg dalszy
Właściwie to mógłbym artykuły na ten temat spokojnie pisać metodą kopiuj-wklej - zmieniając tylko numery procesorów i biorąc zapobiegawczo...
http://applefobia.blogspot.com/2014/03/bez-samsunga-ani-rusz-tragikomedii-ciag.html
Właściwie to mógłbym artykuły na ten temat spokojnie pisać metodą kopiuj-wklej - zmieniając tylko numery procesorów i biorąc zapobiegawczo aviomarin, bo nudności biorą mnie już na samą myśl o powtarzającym się wciąż tym samym scenariuszu o znanym przebiegu.
A treść tej tragikomedii jest nieustannie taka sama. Apple od lat rozgłasza na lewo i prawo, że Samsung to złodziej i plagiator, włóczy Koreańczyków po sądach za skopiowanie prostokąta za zaokrąglonymi rogami i zarzeka się, że nie będzie się zaopatrywać u nieuczciwego konkurenta, a potem i tak po cichu idzie po prośbie i zamawia u Samsunga kolejną wielomilionową partię podzespołów do swoich iGadżetów. Bo bez Samsunga ani rusz...
Tak było w przypadku procesora A5, ten sam scenariusz dotyczył A6, A7 oraz całej masy innych przypadków. A teraz przyszła kolej na procesor A8. Chociaż Apple po raz kolejny odgrażało się, że definitywnie zerwie współpracę z Samsungiem i zleci produkcję innemu dostawcy, okazało się jak zwykle, że całe te pogróżki i potrząsanie mieczykiem to zwykły teatrzyk kukiełkowy - kontrakt już został po cichu podpisany, a produkowane przez Samsunga procesory A8 będą cieszyć fanbojów w nowych generacjach iPhonów i iPadów.
No cóż, jak widać, nienawiść nienawiścią, a części trzeba od kogoś brać. Bo smutna prawda jest taka, że bez komponentów od Samsunga iGadżety prawdopodobnie nadawałyby się co najwyżej na ozdobne aluminiowe popielniczki, ekskluzywne kuwety dla kotów i pozłacane szufle do odgarniania wielbłądzich odchodów. Samsung był tak pewien swego, że wybudował nawet nową fabrykę półprzewodników w Teksasie:
Sytuacja jest wielce żenująca dla Apple. No bo jak to tak - ogłosić kogoś oficjalnie złodziejem, a ukradkiem podpisywać z nim miliardowe kontrakty handlowe? Jak to się nazywało... obłuda, hipokryzja... czy jakoś tak? Jak inaczej nazwać robienie interesów ze śmiertelnym wrogiem?
Gdyby znienawidzony sąsiad ciągle kradł wam jabłka z sadu i nielegalnie doił nocą kozę, to zapewne obilibyście mu gębę, zamiast z głupim uśmiechem kupować od niego jabłecznik i ser pleśniowy. Gdyby Apple miało wielkie włochate cojones, a nie parę wyssanych żelków, to powinno zerwać wszelkie kontakty z Samsungiem i nie kupować od niego ani kawałka półprzewodnika... No, ale jak widać - bez Samsunga ani rusz...
Źródło: Apple Insider
A treść tej tragikomedii jest nieustannie taka sama. Apple od lat rozgłasza na lewo i prawo, że Samsung to złodziej i plagiator, włóczy Koreańczyków po sądach za skopiowanie prostokąta za zaokrąglonymi rogami i zarzeka się, że nie będzie się zaopatrywać u nieuczciwego konkurenta, a potem i tak po cichu idzie po prośbie i zamawia u Samsunga kolejną wielomilionową partię podzespołów do swoich iGadżetów. Bo bez Samsunga ani rusz...
Tak było w przypadku procesora A5, ten sam scenariusz dotyczył A6, A7 oraz całej masy innych przypadków. A teraz przyszła kolej na procesor A8. Chociaż Apple po raz kolejny odgrażało się, że definitywnie zerwie współpracę z Samsungiem i zleci produkcję innemu dostawcy, okazało się jak zwykle, że całe te pogróżki i potrząsanie mieczykiem to zwykły teatrzyk kukiełkowy - kontrakt już został po cichu podpisany, a produkowane przez Samsunga procesory A8 będą cieszyć fanbojów w nowych generacjach iPhonów i iPadów.
No cóż, jak widać, nienawiść nienawiścią, a części trzeba od kogoś brać. Bo smutna prawda jest taka, że bez komponentów od Samsunga iGadżety prawdopodobnie nadawałyby się co najwyżej na ozdobne aluminiowe popielniczki, ekskluzywne kuwety dla kotów i pozłacane szufle do odgarniania wielbłądzich odchodów. Samsung był tak pewien swego, że wybudował nawet nową fabrykę półprzewodników w Teksasie:
Sytuacja jest wielce żenująca dla Apple. No bo jak to tak - ogłosić kogoś oficjalnie złodziejem, a ukradkiem podpisywać z nim miliardowe kontrakty handlowe? Jak to się nazywało... obłuda, hipokryzja... czy jakoś tak? Jak inaczej nazwać robienie interesów ze śmiertelnym wrogiem?
Gdyby znienawidzony sąsiad ciągle kradł wam jabłka z sadu i nielegalnie doił nocą kozę, to zapewne obilibyście mu gębę, zamiast z głupim uśmiechem kupować od niego jabłecznik i ser pleśniowy. Gdyby Apple miało wielkie włochate cojones, a nie parę wyssanych żelków, to powinno zerwać wszelkie kontakty z Samsungiem i nie kupować od niego ani kawałka półprzewodnika... No, ale jak widać - bez Samsunga ani rusz...
Źródło: Apple Insider