Wymiana procesora w Maku Pro. Czas start!
Gdy nowy Mac Pro pojawił się w przestrzeni publicznej ( w homeopatycznych ilościach ) i został rozbebeszony na nieliczne części pierwsze ...
https://applefobia.blogspot.com/2014/02/wymiana-procka-w-maku-pro-czas-start.html
Gdy nowy Mac Pro pojawił się w przestrzeni publicznej (w homeopatycznych ilościach) i został rozbebeszony na nieliczne części pierwsze, okazało się, że w przełomowej stacji roboczej Apple można samodzielnie wymienić procesor. Radość i duma rozpierająca fanów Apple nie miała granic. Do czasu...
Wychowałem się w zamierzchłych czasach, gdy wymiana procesora w zwykłym blaszaku nie wymagała rozbierania komputera na kawałki, była do zrobienia jednym śrubokrętem i z przerwą na kawę zajmowała góra 15 minut. Nawet bez zdejmowania biustonosza. Czasy jednak się zmieniają, a konstruowanie stacji roboczych zmierza w dziwną stronę, o czym można się przekonać, oglądając poniższy filmik:
Godzina na wymianę procesora w stacji roboczej? Gdyby Homerowi w przypływie szaleństwa przyszło do głowy osadzić "Odyseę" w dalekiej przyszłości, a Odyseusza uczynić serwisantem Maków, to nieszczęsna Penelopa zdążyłaby dokonać żywota jako wielokrotna rozwódka z szóstką nieślubnych dzieci, nie doczekawszy się powrotu męża w białym elektrycznym samochodzie Tesli.
Wniosek jest jeden. Gdybym miał porównać serwisowanie komputerów do gry w rozbieranego pokera, to klasyczna stacja robocza przypomina dziewczę w bikini. Szast-prast i po krzyku, jak mawiał dziadek Poszepszyński. Natomiast jedyne z czym kojarzy mi się Mac Pro, to 80-letnia przygłucha Łowiczanka w stroju ludowym. Zanim dojdziecie do trzeciej warstwy pasiastych spódnic, konkurencja zdąży już zużyć całą pastę przewodzącą.
Niektóre rzeczy można zrobić prosto, a niektórych się nie da. Wszystko zależy od podejścia i nawyków. Dlatego w tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć stary kawał, który wyjątkowo konweniuje z filozofią obsługi serwisowej Maka Pro:
Pewien ginekolog postanowił rzucić pracę. Zastanowił się, co innego potrafi robić. Uznał, iż posiada kwalifikacje mechanika samochodowego. Poszedł do znajomego warsztatu z prośbą o przyjęcie do pracy, gdzie ustalił z szefem, że jeśli zda egzamin i poprawnie rozbierze i zmontuje silnik, to dostanie tę robotę. Szef wezwał swego pracownika Kazia i rzecze:
- Kaziu, weź pana doktora na warsztat, niech rozmontuje silnik od tego Fiata i potem go zmontuje. Za poprawne rozłożenie silnika dasz panu doktorowi 50 pkt., a za złożenie do kupy drugie 50 pkt. Po egzaminie zdecydujemy, czy pan doktor się nadaje.
I tak zrobili. Po godzince do biura szefa wraca pan Kazio i melduje: - Szefie, pan doktor na egzaminie uzyskał 150 pkt.
- Jak to? - wykrzyknął szef - przecież mogłeś przyznać 50 pkt. za rozłożenie i 50 pkt. za złożenie - razem 100 pkt.?
- Tak, szefie, dałem mu 50 za rozłożenie, 50 za złożenie i dodatkowe 50 pkt. za to, że pan doktor wszystko to zrobił przez rurę wydechową...
Wychowałem się w zamierzchłych czasach, gdy wymiana procesora w zwykłym blaszaku nie wymagała rozbierania komputera na kawałki, była do zrobienia jednym śrubokrętem i z przerwą na kawę zajmowała góra 15 minut. Nawet bez zdejmowania biustonosza. Czasy jednak się zmieniają, a konstruowanie stacji roboczych zmierza w dziwną stronę, o czym można się przekonać, oglądając poniższy filmik:
Godzina na wymianę procesora w stacji roboczej? Gdyby Homerowi w przypływie szaleństwa przyszło do głowy osadzić "Odyseę" w dalekiej przyszłości, a Odyseusza uczynić serwisantem Maków, to nieszczęsna Penelopa zdążyłaby dokonać żywota jako wielokrotna rozwódka z szóstką nieślubnych dzieci, nie doczekawszy się powrotu męża w białym elektrycznym samochodzie Tesli.
Wniosek jest jeden. Gdybym miał porównać serwisowanie komputerów do gry w rozbieranego pokera, to klasyczna stacja robocza przypomina dziewczę w bikini. Szast-prast i po krzyku, jak mawiał dziadek Poszepszyński. Natomiast jedyne z czym kojarzy mi się Mac Pro, to 80-letnia przygłucha Łowiczanka w stroju ludowym. Zanim dojdziecie do trzeciej warstwy pasiastych spódnic, konkurencja zdąży już zużyć całą pastę przewodzącą.
Niektóre rzeczy można zrobić prosto, a niektórych się nie da. Wszystko zależy od podejścia i nawyków. Dlatego w tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć stary kawał, który wyjątkowo konweniuje z filozofią obsługi serwisowej Maka Pro:
Pewien ginekolog postanowił rzucić pracę. Zastanowił się, co innego potrafi robić. Uznał, iż posiada kwalifikacje mechanika samochodowego. Poszedł do znajomego warsztatu z prośbą o przyjęcie do pracy, gdzie ustalił z szefem, że jeśli zda egzamin i poprawnie rozbierze i zmontuje silnik, to dostanie tę robotę. Szef wezwał swego pracownika Kazia i rzecze:
- Kaziu, weź pana doktora na warsztat, niech rozmontuje silnik od tego Fiata i potem go zmontuje. Za poprawne rozłożenie silnika dasz panu doktorowi 50 pkt., a za złożenie do kupy drugie 50 pkt. Po egzaminie zdecydujemy, czy pan doktor się nadaje.
I tak zrobili. Po godzince do biura szefa wraca pan Kazio i melduje: - Szefie, pan doktor na egzaminie uzyskał 150 pkt.
- Jak to? - wykrzyknął szef - przecież mogłeś przyznać 50 pkt. za rozłożenie i 50 pkt. za złożenie - razem 100 pkt.?
- Tak, szefie, dałem mu 50 za rozłożenie, 50 za złożenie i dodatkowe 50 pkt. za to, że pan doktor wszystko to zrobił przez rurę wydechową...