applefobia
Applefobia


Loading...

Jak w góry, to tylko z iPadem

Trzeba przyznać, że we wciskaniu kitu marketingowcy Apple nie mają sobie równych i mogliby się od nich uczyć nawet propagandziści z Białor...

Trzeba przyznać, że we wciskaniu kitu marketingowcy Apple nie mają sobie równych i mogliby się od nich uczyć nawet propagandziści z Białorusi i Korei Północnej. Kupertyński bullshit właśnie sięgnął szczytów gór...

Od dłuższego czasu obserwujemy nadzwyczaj intensywną kampanię reklamową produktów Apple. Mam wrażenie, że chwilami nawet zbyt intensywną, co może oznaczać, że Apple ku swemu zaskoczeniu odkryło istnienie rynkowej konkurencji i rozpoczęło rozpaczliwą walkę o przyciągnięcie klienta oraz pozbycie się zapasów magazynowych.

Dotychczasowe próby optycznego zmiażdżenia konkurencji przy pomocy reklam trudno uznać za udane. W jednej z reklam iPad cały czas wstydliwie chowa się za ołówkiem...





... podczas gdy lektor opowiada bzdury o jego wszechstronnych zastosowaniach - podobno sprawdza się nawet w kosmosie, choć my i tak dobrze wiemy, do czego iPad jest używany na stacji kosmicznej. Reklama została już zresztą obśmiana przez Samsunga, który pokazał, czego brakuje tabletom Apple do prawdziwej funkcjonalności:





Kolejnym krokiem Apple w walce o przyciągnięcie klientów było pokazanie, że iPad sprawdza się nawet w ekstremalnych warunkach. Posłużył do tego kolejny filmik reklamowy...




... oraz specjalnie uruchomiona strona, z której możemy dowiedzieć się, że iPad doskonale zastępuje papierowe mapy i nawigację w wyprawach wysokogórskich. No i tu przegięli pałeczkę...

Jak wynika z informacji na wspomnianej stronie, dwoje wybitnych himalaistów - Adrian (czyżby nasz Adrian?) Ballinger i Emily Harrington - notorycznie zabierają ze sobą iPada na wyprawy w najwyższe góry, nie omijając nawet Mount Everestu.




Podobno iPad jest o wiele lepszy od papierowych map i idealnie nadaje się do planowania trasy i nawigacji przy zdobywaniu szczytów. Ja w aż takie wysokie góry nie chodzę - mam w dorobku jedynie zimowe wejście na Kopiec Kościuszki z borsukiem na sankach - ale z moich doświadczeń wynika, że papierowe mapy mają tę zaletę, że można obsługiwać w rękawiczkach i nigdy nie kończą im się baterie. Zwłaszcza podczas parotygodniowej wyprawy na Czomolungmę, gdzie poza drobnymi epizodami zbiorowego gwałtu przez Yeti, himalaiści najbardziej uskarżają się na dotkliwy brak gniazdek z prądem.

Moją szczególną uwagę zwrócił jednak inny szczegół. Otóż jak wynika z oficjalnych danych meteorologicznych, temperatura na Mt. Everest (oraz większości ośmiotysięczników) utrzymuje się poniżej -20 stopni Celsjusza, a okresowo spada nawet do -35 stopni. I tu leży pies pogrzebany i sztywny, bo specyfikacja techniczna iPada zdecydowanie nie konweniuje z klimatem Himalajów. Według specyfikacji Apple, iPad w wysokich górach nadaje się co najwyżej jako szufla do śniegu:

Hmm.. Producenci zazwyczaj zmyślają bujdy na temat cudowności swoich produktów - takie ich zbójeckie prawo - ale Apple wciska nam wyjątkowo zamarznięty bullshit. Tylko geniusze z Cupertino mogli wymyślić reklamę iPada w okolicznościach, które zgodnie z jego oficjalną specyfikacją techniczną uniemożliwiają nie tylko jego używanie, ale nawet przechowywanie...

Dzięki Apple macie niepowtarzalną okazję wrócić z wyprawy z amputowanymi palcami wskutek ściągania rękawiczek na 20-stopniowym mrozie, aby spróbować użyć iPada, który i tak nie działa w takiej temperaturze. To ja chyba jednak wolę papierową mapę...



specyfikacja 2038278392272970052

Strona główna item

Bądź na bieżąco



REKLAMY






Losowy wpis z archiwum

Archiwum bloga