Zgadnijcie, od czego zależy kurs akcji Apple?
Jako że kompletnie się na tym nie znam i nie mam zielonego pojęcia o giełdowych mechanizmach, przeto wiele razy, z wielką pasją i przyjemn...
http://applefobia.blogspot.com/2013/11/zgadnijcie-od-czego-zalezy-kurs-akcji.html
Jako że kompletnie się na tym nie znam i nie mam zielonego pojęcia o giełdowych mechanizmach, przeto wiele razy, z wielką pasją i przyjemnością, wykazując się przy tym dużym znawstwem tematu i eksperckim profesjonalizmem, komentowałem zmiany kursu akcji Apple. Nadeszła najwyższa pora na kolejną analizę...
Przyglądając się malowniczym pasażom i jazdom po bandzie, jakie wykonywały akcje Apple w ciągu ostatnich kilku lat, zapewne nieraz zastanawialiście się, co sprawia, że kurs raz szybuje do 700 dolców za sztukę, aby znienacka spaść do 390, dźwignąć się na chwilę, ponownie spaść, a potem mozolnie piąć się w górę z wahnięciami, przypominającymi EKG fanboja z padaczką.
Wiele wskazuje na to, że kurs akcji ma zgoła niewiele wspólnego ani z rzeczywistością, ani z mocno dyskusyjną innowacyjnością produktów Apple czy doniosłością odkryć dokonanych w przeinwestowanym dziale R&D, ani z ceną amelinium, ani nawet z rynkową wartością jedynego mierzalnego majątku Apple, czyli nieruchomości w Cupertino.
To raczej wypadkowa oszołomskich prognoz, histerycznych nastrojów inwestorów, doraźnych akcji skupu interwencyjnego, a także puszczanych w obieg (głównie przez Applefobię) oszukańczych plotek o emisjach nowego, przełomowego rodzaju papierów wartościowych.
I jak się okazuje, do tego całego zamieszania dochodzi jeszcze jeden czynnik zewnętrzny, którego istnienia nie domyślilibyście się za Chiny Ludowe... a raczej za Koreę Południową. Tym czynnikiem jest... Samsung, a konkretnie decyzje i zachowania zarządu tej firmy.
O tym, jak bardzo sukces produktów Apple zależy od Samsunga i jego dostaw podzespołów, pisałem już wiele razy pod hasłem "przyszła koza do woza". Niespodzianką natomiast jest to, że Samsung okazuje się mieć również bezpośredni wpływ na wahania giełdowych notowań Apple.
Najlepszym dowodem na to jest wczorajszy artykuł na Apple Insider, który dowodzi, iż ostatni wzrost kursu Apple to w prostej linii efekt ogłoszenia przez Samsunga dużego zebrania dla 600 menadżerów firmy. A wszystko podobno dlatego, że sytuacja Samsunga jest dramatyczna, zebranie jest kryzysowe, a Samsung stoi na krawędzi bankructwa, spowodowanego odszkodowaniami, jakie musi płacić Apple za skopiowanie prostokąta z zaokrąglonymi rogami...
Cóż za piękny i klarowny mechanizm - Samsung ogłasza termin narady zarządu, a kupertyńskie akcje natychmiast osiągają rekordową cenę 546 dolców za sztukę. Przypuszczam, że jeśli na zebraniu u Samsunga dojdzie do paru zwolnień albo któryś z menadżerów oberwie po premii, to akcje Apple w orgazmicznym paroksyzmie mogą skoczyć nawet do niebywałego poziomu 552 dolców...
A tak na poważnie: widać wyraźnie, że magiczne myślenie inwestorów Apple nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a przy okazji dobitnie pokazuje, jak bardzo Apple jest uwiązane i uzależnione od Samsunga. Pod każdym względem. AAPL idą w górę na wieść o zebraniu u Samsunga? No litości... A gdzie logika? Na miejscu akcjonariuszy Apple modliłbym raczej o powodzenie Koreańczyków, bo rzekomy upadek Samsunga oznacza automatycznie kompletne załamanie produkcji iGadżetów.
O dziwo, mechanizm za cholerę nie chce działać w drugą stronę. Jakoś nie było słychać, żeby akcje Samsunga poszły w górę po wywaleniu z roboty Scotta Forstalla, albo spadły po uszlachceniu Jonathana Ive... Czyżby oni tam mogli obejść się bez Apple?
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? DOŁĄCZ DO APPLEFOBII!
Przyglądając się malowniczym pasażom i jazdom po bandzie, jakie wykonywały akcje Apple w ciągu ostatnich kilku lat, zapewne nieraz zastanawialiście się, co sprawia, że kurs raz szybuje do 700 dolców za sztukę, aby znienacka spaść do 390, dźwignąć się na chwilę, ponownie spaść, a potem mozolnie piąć się w górę z wahnięciami, przypominającymi EKG fanboja z padaczką.
Wiele wskazuje na to, że kurs akcji ma zgoła niewiele wspólnego ani z rzeczywistością, ani z mocno dyskusyjną innowacyjnością produktów Apple czy doniosłością odkryć dokonanych w przeinwestowanym dziale R&D, ani z ceną amelinium, ani nawet z rynkową wartością jedynego mierzalnego majątku Apple, czyli nieruchomości w Cupertino.
To raczej wypadkowa oszołomskich prognoz, histerycznych nastrojów inwestorów, doraźnych akcji skupu interwencyjnego, a także puszczanych w obieg (głównie przez Applefobię) oszukańczych plotek o emisjach nowego, przełomowego rodzaju papierów wartościowych.
I jak się okazuje, do tego całego zamieszania dochodzi jeszcze jeden czynnik zewnętrzny, którego istnienia nie domyślilibyście się za Chiny Ludowe... a raczej za Koreę Południową. Tym czynnikiem jest... Samsung, a konkretnie decyzje i zachowania zarządu tej firmy.
O tym, jak bardzo sukces produktów Apple zależy od Samsunga i jego dostaw podzespołów, pisałem już wiele razy pod hasłem "przyszła koza do woza". Niespodzianką natomiast jest to, że Samsung okazuje się mieć również bezpośredni wpływ na wahania giełdowych notowań Apple.
Najlepszym dowodem na to jest wczorajszy artykuł na Apple Insider, który dowodzi, iż ostatni wzrost kursu Apple to w prostej linii efekt ogłoszenia przez Samsunga dużego zebrania dla 600 menadżerów firmy. A wszystko podobno dlatego, że sytuacja Samsunga jest dramatyczna, zebranie jest kryzysowe, a Samsung stoi na krawędzi bankructwa, spowodowanego odszkodowaniami, jakie musi płacić Apple za skopiowanie prostokąta z zaokrąglonymi rogami...
Cóż za piękny i klarowny mechanizm - Samsung ogłasza termin narady zarządu, a kupertyńskie akcje natychmiast osiągają rekordową cenę 546 dolców za sztukę. Przypuszczam, że jeśli na zebraniu u Samsunga dojdzie do paru zwolnień albo któryś z menadżerów oberwie po premii, to akcje Apple w orgazmicznym paroksyzmie mogą skoczyć nawet do niebywałego poziomu 552 dolców...
A tak na poważnie: widać wyraźnie, że magiczne myślenie inwestorów Apple nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a przy okazji dobitnie pokazuje, jak bardzo Apple jest uwiązane i uzależnione od Samsunga. Pod każdym względem. AAPL idą w górę na wieść o zebraniu u Samsunga? No litości... A gdzie logika? Na miejscu akcjonariuszy Apple modliłbym raczej o powodzenie Koreańczyków, bo rzekomy upadek Samsunga oznacza automatycznie kompletne załamanie produkcji iGadżetów.
O dziwo, mechanizm za cholerę nie chce działać w drugą stronę. Jakoś nie było słychać, żeby akcje Samsunga poszły w górę po wywaleniu z roboty Scotta Forstalla, albo spadły po uszlachceniu Jonathana Ive... Czyżby oni tam mogli obejść się bez Apple?
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? DOŁĄCZ DO APPLEFOBII!