Find My Nude
Jeśli jeszcze mieliście jakieś wątpliwości co do inteligencji użytkowników iPhonów albo złudzenia na temat bezpieczeństwa systemów Apple,...
https://applefobia.blogspot.com/2014/09/find-my-nude.html
Jeśli jeszcze mieliście jakieś wątpliwości co do inteligencji użytkowników iPhonów albo złudzenia na temat bezpieczeństwa systemów Apple, to sprawa właśnie się wyjaśniła. Jest porno-afera z udziałem iCloud...
Teoretycznie funkcja Find My iPhone służy do namierzenia własnego iPhona, utraconego wskutek napadu rabunkowego w toalecie Klubu Członków Mensy, włamania do służbowego Bentleya czy spożycia alkoholu niewiadomego pochodzenia z przygodnie poznanymi osobami w pociągu TLK relacji Grójec-Ustka.
Jak się jednak okazuje, Find My iPhone samo w sobie nie jest w żaden sposób zabezpieczone przed wizytą nieproszonych gości. Mówiąc w prostych żołnierskich słowach, przypomina kurnik po ostrzale z obrzyna. Jakiemuś hakierowi udało się włamać przez dziurę najpierw do Find My iPhone, a potem już poszło - buszował sobie jak borsuk w spiżarni po różnych kontach na iCloud, skąd zajumał setki rozbieranych zdjęć znanych aktorek, modelek i innych gwiazdeczek prasy kolorowej. Sprawa się rypła, zdjęcia pojawiły się na 4Chanie, a w kręgach celebryckich zaczął się lament nad utratą niewinności.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. O legendarnym bezpieczeństwie kupertyńskiego ekosystemu pisać już nie będę, bo to byłoby kopanie leżącego podkutymi glanami w słabiznę, ale parę słów wypada poświęcić gromadnej głupocie użytkowników sprzętu Apple, którzy bezrefleksyjnie powierzają całą swoją prywatność obcym serwerom gdzieś na drugim końcu świata.
Wbrew lansowanej przez Apple totalnej cyckofobii i walki z golizną, fotografowanie własnych cycków czy innych przydatków to jedno z najpopularniejszych hobby posiadaczek iPhonów. Potrzeba impulsywnego robienia sobie gołych słotfoci w sypialniach, kiblach czy basenach przy każdej nadarzającej się okazji sama w sobie jest już zastanawiająca i warta wnikliwych badań oraz osobnej monografii ilustrowanej barwnymi rycinami w twardej oprawie ze złoceniami.
Fotki to jedno. Jak ktoś musi, to niech robi. Trzeba jednak być kompletnym idiotą (a w tym przypadku - idiotką), żeby wszystkie te pionowe arcydzieła słitfociarstwa wrzucać bezmyślnie do Sieci, a zwłaszcza oddawać na przechowanie ekosystemowi Apple, chroniącemu prywatność równie skutecznie jak dziurawe rajstopy cnotę.
Jak się niestety okazuje, bycie domniemaną gwiazdą i posiadanie iPhona to mieszanka wybuchowa, która przyprawiona głupotą i bezmyślnością daje komiczne skutki. I to niekoniecznie dotyczy tylko celebrytek, fotografujących się w łazience przed lustrem. Wystarczy wspomnieć chociażby windowe sesje Dawida Wolińskiego i jego żałosnego naśladowcy.
Po moje śmiałe fotki z kozą i borsukiem zapewne nikt by się nie włamywał (zwłaszcza, że są bezpiecznie schowane nie w chmurze, a w piwnicy po lewej stronie, za skrzynką z rzepą i regałem na ośmioletni bimber X.O.), ale w przypadku osób publicznie znanych i medialnie pożądanych zalecana jest wyjątkowa rozwaga, której w tym przypadku zabrakło. A teraz jest płacz i zaskoczenie, bo cały świat gapi się na twoje cycki. No cóż, skoro zaufało się Najbezpieczniejszej Chmurze Świata...
Źródło: Gazeta, MyApple