Apple Watch - najsłabsze ogniwo
Nie jestem zwolennikiem tzw. jubilerskich zegarków, ale potrafię docenić fakt, że w kosztownej kopercie tkwi precyzyjny mechanizm, arcydz...
https://applefobia.blogspot.com/2014/12/najsabsze-ogniwo.html
Nie jestem zwolennikiem tzw. jubilerskich zegarków, ale potrafię docenić fakt, że w kosztownej kopercie tkwi precyzyjny mechanizm, arcydzieło zegarmistrzowskiej sztuki. Tu jednak mamy do czynienia z całkiem odwrotną sytuacją...
W normalnym świecie, gdy dorobicie się porządnego zegarka, w przypływie fantazji czasem dobieracie sobie do niego jakiś fajny, stylowy pasek - jakieś cacko ze skóry z penisa humbaka czy z podniebienia nosorożca. Niestety, w przypadku widocznej na tytułowej rycinie kombinacji, całkowicie zabrakło zarówno logiki, jak i fantazji.
Wbrew zasadzie, że pasek jest uzupełnieniem zegarka, tutaj do kosztownej bransoletki z diamentami ktoś doczepił na siłę tani, elektroniczny zegarek chińskiego pochodzenia za cztery stówki, oferując całość za precyzyjnie skalkulowaną przez natchnionego księgowego cenę 30.150 dolarów. To w końcu co jest do czego? Trudno raczej mówić o podniesieniu wartości zegarka za pomocą paska, bo sytuacja wymknęła się spod kontroli i poszła w maliny. Idąc tym tokiem rozumowania, mnie również udało się kiedyś w podobny sposób kilkakrotnie podnieść wartość swojej osiemnastoletniej Skody S100L, montując w niej radio Blaupunkta. Ale jakoś nikt nie chciał dać za nią 1800 zł...
O ekskluzywności tego jubilerskiego wyrobu też raczej nie ma mowy, bo przy spodziewanej produkcji 30-40 milionów sztuk, Apple Watch będzie równie elitarny jak klapki Kubota. W sumie dostajemy kombinację w rodzaju skrętów z bakuńskiej machorki noszonych w złotej papierośnicy z monogramem Radziwiłłów, co przydarzało się czerwonoarmistom "wyzwalającym"nasze kresy wschodnie we wrześniu 1939 roku. Założę się, że ktoś, kto kupi taki zestaw, ma również furmankę z założonymi niskoprofilowymi slickami Goodyeara i trzyma siano do butów w walizce od Luisa Vuittona.
Jaki jest sens oferowania g.wnianego, masowego, elektronicznego zegarka w oprawie godnej relikwii po św. Augustynie - tego nie pojmuję, ale to nie pierwszy tego typu pomysł. Widać ktoś zwęszył niezły rynek zbytu wśród wyrafinowanych miłośników sztuki i kupertyńskich technologii. Szkoda tylko, że próbując kosić klientów na 30k dolców za sztukę, firma jubilerska MERVIS poskąpiła na grafika, który zrobiłby trochę lepszy fotomontaż...
Jest jednak światełko w tunelu. Wprawdzie Apple Watch jest najsłabszym ogniwem w tym zestawie, ale gdy zepsuje się po pół roku używania wskutek jakiejś aktualizacji oprogramowania, zawsze można go piznąć na hasiok i nosić samą bransoletkę. W sumie niewielka strata...
Źródło: Luxury Launches