WireLurker - wirus totalny
Mieszkańcy rezerwatu Apple wreszcie dostali jakąś zaawansowaną technologię jako pierwsi na świecie. I to całkiem za darmo. Nie wiem tylko...
https://applefobia.blogspot.com/2014/11/wirelurket-wirus-totalny.html
Mieszkańcy rezerwatu Apple wreszcie dostali jakąś zaawansowaną technologię jako pierwsi na świecie. I to całkiem za darmo. Nie wiem tylko, czy będą się z tego cieszyć, bo chodzi o wirusa...
Paskudztwo nazywa się WireLurker i jest zaawansowanym wirusem międzyplatformowym, który bez trudu skacze między systemami jak małpa po drzewach. Całkiem zmyślna sztuka - najpierw instaluje się na Makach razem z niezależnym oprogramowaniem z chińskich serwerów, po czym przez kabel USB infekuje iPhony i iPady, omija certyfikaty bezpieczeństwa i instaluje tam swoje pliki, aby zbierać różne dane: kody, loginy, numery kont i takie tam inne duperele.
WireLurker nie jest wybredny. Atakuje równo wszystkie iPhony i iPady - również te nie jailbreakowane, z fabrycznie dziewiczym iOS-em, który według zapewnień propagandy Apple miał rzekomo być odporny na infekcje. To fakt, że sytuacja jest nietypowa, bo mamy do czynienia z niespotykanym dotąd zjawiskiem, ale to co się dzieje, przypomina zarażenie rzeżączką przez kabel magnetowidu, na którym oglądało się pornosy...
Wirus szaleje już od pół roku i wedle obliczeń analityków, zaatakował już kilkaset tysięcy urządzeń. Ten krótki czas wystarczył, aby Apple błyskawicznie zorientowało się w sytuacji i podjęło energiczne kroki dla zwalczenia zagrożenia. Oczywiście starymi, sprawdzonymi metodami, czyli w pierwszej kolejności oskarżając Chińczyków o płodzenie wirusów i makjuzerów o nieodpowiedzialne zachowania.
O zapobieganiu wirusowi na razie nie ma mowy, bo systemy operacyjne Apple są całkowicie nieprzygotowane na taką sytuację i bezbronne jak goła baba nocą pośrodku kozackiej stanicy. Póki co, Apple tylko nakazuje, żeby nie używać oprogramowania spoza jedynego słusznego źródła, czyli z Mac App Store. To rozumiem! W komunie władza też chroniła monopol, przestrzegając przed gorzałą spoza z państwowych sklepów i strasząc, że od bimbru można oślepnąć...
Zamiast brać się za leczenie swojego systemu, Apple próbuje ratować sytuację drogą prawną, występując o sądowy nakaz zablokowania chińskich serwerów z niezależnymi programami na OS X. Ciekawe co na to posiadacze tych kilkuset tysięcy zarażonych zabawek. Sytuacja jest taka, jakby lekarz, zamiast dać pacjentowi antybiotyk, syrop na kaszel i witaminy na odporność, przywiązał go do łóżka, a sam poszedł potupać nogami i nakrzyczeć na grypę. Takie rzeczy tylko w rezerwacie...
Źródło: MyApple, Spider's Web, AppleInsider