Makjuzerzy to baby
Statystyka i propaganda na ogół idą w parze. Chociażby przy okazji każdego kolejnego Keynote, gdzie Apple chwali swoje niebywałe osiągnięcia...
http://applefobia.blogspot.com/2012/12/makjuzerzy-to-baby.html
Statystyka i propaganda na ogół idą w parze. Chociażby przy okazji każdego kolejnego Keynote, gdzie Apple chwali swoje niebywałe osiągnięcia w każdej możliwej dziedzinie, popierając to stosownymi wykresami. Są jednak takie momenty, gdy propaganda i statystyki rozmijają się jak ociemniali kochankowie w dużym łóżku.
Według skrupulatnie kultywowanej przez kupertyński wydział PR mitologii, oraz według wielce sobie pochlebnego mniemania posiadaczy komputerów Apple, Maki to profesjonalne, biznesowe maszyny, a każdy makjuzer to zawodowiec, obracający się w kręgach artystycznych i wyższych sferach albo twardziel z jajami ze stali chromowo-wanadowej. No, ostateczenie może być kreatywny barista...
Jednym słowem, w obiegowej opinii oraz we własnej ocenie makjuzerzy to biznesowa elita i śmietanka towarzyska, opiniotwórczy zawodowcy i wybitni, dojrzali artyści. Bez wyjątku. Dla podtrzymania tego wizerunku każdy użytkownik iMaca gotów go zataskać do Starbucksa i tam w pocie czoła pracować nad przełomowym projektem dziurki do sznurowadeł.
Tylko dlaczego w takim razie ze statystyk wynika, że z Maków korzystają głównie amerykańskie gówniary w tiszertach i trampkach?
Bardzo naukowe badania, zwizualizowane na przedstawionej poniżej rycinie, dowodzą, że statystycznie większość makjuzerów to baby. Maka najprędzej można znaleźć nie w pracowni profesjonalisty, a w rękach amerykańskiej pryszczatej nastolatki w wieku poniżej 20 lat, noszącej na codzień tiszerta, jeansy i adidaski.
Według skrupulatnie kultywowanej przez kupertyński wydział PR mitologii, oraz według wielce sobie pochlebnego mniemania posiadaczy komputerów Apple, Maki to profesjonalne, biznesowe maszyny, a każdy makjuzer to zawodowiec, obracający się w kręgach artystycznych i wyższych sferach albo twardziel z jajami ze stali chromowo-wanadowej. No, ostateczenie może być kreatywny barista...
Jednym słowem, w obiegowej opinii oraz we własnej ocenie makjuzerzy to biznesowa elita i śmietanka towarzyska, opiniotwórczy zawodowcy i wybitni, dojrzali artyści. Bez wyjątku. Dla podtrzymania tego wizerunku każdy użytkownik iMaca gotów go zataskać do Starbucksa i tam w pocie czoła pracować nad przełomowym projektem dziurki do sznurowadeł.
Tylko dlaczego w takim razie ze statystyk wynika, że z Maków korzystają głównie amerykańskie gówniary w tiszertach i trampkach?
Bardzo naukowe badania, zwizualizowane na przedstawionej poniżej rycinie, dowodzą, że statystycznie większość makjuzerów to baby. Maka najprędzej można znaleźć nie w pracowni profesjonalisty, a w rękach amerykańskiej pryszczatej nastolatki w wieku poniżej 20 lat, noszącej na codzień tiszerta, jeansy i adidaski.
Jakoś ten wizerunek makjuzerki nie kojarzy mi się z wielkim (a chociażby i z małym) biznesem, rynkiem profesjonalnym oraz z odpowiedzialnymi zadaniami. Widzę raczej rzuconego na wyrko nastolatki, wyszantażowanego głodówką od rodziców, oklejonego serduszkami MacBooka, służącego do przeglądania słitfoci koleżanek i do lajkowania na Fejsie wszystkich 738854 fanpejdżów sagi "Zmierzch".
No cóż, jaki sprzęt, taki profesjonalizm. Jednak na miejscu fanbojów Apple dwa razy bym się zastanowił, zanimbym wyjechał z tezą, że Maki to sprzęt dla prawdziwych zawodowców.