iJacht. Historii ciąg dalszy
Ledwo co powybrzydzałem trochę na temat słynnego na cały świat z powodu swej dyskusyjnej urody iJachtu Steva Jobsa, a tu okazuje się, że hi...
http://applefobia.blogspot.com/2012/12/ijacht-historii-ciag-dalszy.html
Ledwo co powybrzydzałem trochę na temat słynnego na cały świat z powodu swej dyskusyjnej urody iJachtu Steva Jobsa, a tu okazuje się, że historia tej jednostki ma bardzo interesujący ciąg dalszy...
Mogłoby się wydawać, że po wygłoszeniu sakramentalnej formuły "Dryfuj po morzach i oceanach, rozsławiaj imię producentów aluminium i nawiedzonych projektantów, przynoś chwałę barom mlecznym. Nadaję ci imię Venus", superjacht śp. Steva Jobsa powinien majestatycznie wypłynąć z portu i zacząć straszyć marynarzy i portowców całego świata swoją aluminiową ostrogą. Niestety, coś go zatrzymało.
W tym miejscu trzeba od razu powiedzieć, że wbrew złośliwym plotkom nie zawiódł silnik produkcji Samsunga, na przeszkodzie nie stanął brak gniazda wlewu paliwa czy złącza do kotwicy, nie zawiodło też chłodzenie ani śruba napędowa, zamontowana wewnątrz aluminiowego unibody, aby nie psuć wyrafinowanej linii kadłuba i nie burzyć tafli wody, w której jacht tak pięknie się odbija. Nie obezwładniły go też wirusy, wyświetlające gejowskie porno na iMakach na mostku. Poszło o kasę.
Otóż projektant iJachtu, Philippe Starck, oświadczył, że nie dostał od spadkobierców Steva całego honorarium za projekt, po czym jego prawnicy zaaresztowali jacht w stoczni na poczet niezapłaconego honorarium. I swojej prowizji, rzecz jasna.
A poszło o jakieś głupie 3 miliony euro, brakujące do pełnej kwoty 9 milionów, na którą umówili się Jobs i Starck. Sami przyznacie, że jak na unikalny projekt pływającego aluminiowego budynku, wartego 100 milionów euro, to raczej niewygórowana sumka.
Niestety, panowie Jobs i Starck, jak przystało na wybitnych wizjonerów i dżentelmenów, nie spisali dokładnej umowy, więc zrobiło się trochę zamieszania, smrodu i kurzu, gdy prawnicy obu stron skakali sobie do oczu, próbując wydrzeć pieniądze dla swojego klienta.
Ostatecznie jednak cała sprawa parę dni temu skończyła się jakąś ugodą, bo Starck uwolnił iJacht i wycofał swoje roszczenia. Podobno dostał w rozliczeniu kotwicę wartą 3,5 miliona euro i jest bardzo zadowolony. A iJacht i tak sobie poradzi. Przecież z żyroskopową stabilizacją pozycji i elektromagnetycznymi silniczkami korekcyjnymi nie potrzebuje żadnej kotwicy.
Mogłoby się wydawać, że po wygłoszeniu sakramentalnej formuły "Dryfuj po morzach i oceanach, rozsławiaj imię producentów aluminium i nawiedzonych projektantów, przynoś chwałę barom mlecznym. Nadaję ci imię Venus", superjacht śp. Steva Jobsa powinien majestatycznie wypłynąć z portu i zacząć straszyć marynarzy i portowców całego świata swoją aluminiową ostrogą. Niestety, coś go zatrzymało.
W tym miejscu trzeba od razu powiedzieć, że wbrew złośliwym plotkom nie zawiódł silnik produkcji Samsunga, na przeszkodzie nie stanął brak gniazda wlewu paliwa czy złącza do kotwicy, nie zawiodło też chłodzenie ani śruba napędowa, zamontowana wewnątrz aluminiowego unibody, aby nie psuć wyrafinowanej linii kadłuba i nie burzyć tafli wody, w której jacht tak pięknie się odbija. Nie obezwładniły go też wirusy, wyświetlające gejowskie porno na iMakach na mostku. Poszło o kasę.
Otóż projektant iJachtu, Philippe Starck, oświadczył, że nie dostał od spadkobierców Steva całego honorarium za projekt, po czym jego prawnicy zaaresztowali jacht w stoczni na poczet niezapłaconego honorarium. I swojej prowizji, rzecz jasna.
A poszło o jakieś głupie 3 miliony euro, brakujące do pełnej kwoty 9 milionów, na którą umówili się Jobs i Starck. Sami przyznacie, że jak na unikalny projekt pływającego aluminiowego budynku, wartego 100 milionów euro, to raczej niewygórowana sumka.
Niestety, panowie Jobs i Starck, jak przystało na wybitnych wizjonerów i dżentelmenów, nie spisali dokładnej umowy, więc zrobiło się trochę zamieszania, smrodu i kurzu, gdy prawnicy obu stron skakali sobie do oczu, próbując wydrzeć pieniądze dla swojego klienta.
Ostatecznie jednak cała sprawa parę dni temu skończyła się jakąś ugodą, bo Starck uwolnił iJacht i wycofał swoje roszczenia. Podobno dostał w rozliczeniu kotwicę wartą 3,5 miliona euro i jest bardzo zadowolony. A iJacht i tak sobie poradzi. Przecież z żyroskopową stabilizacją pozycji i elektromagnetycznymi silniczkami korekcyjnymi nie potrzebuje żadnej kotwicy.