applefobia
Applefobia


Loading...

Prestiż deklaratywny, czyli już wiemy, dlaczego tani iPhone jest taki drogi

Wszyscy znamy powiedzenie, że tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie. W przypadku iPhona 5C ta ludowa mądrość się nie sprawdza - kol...

Wszyscy znamy powiedzenie, że tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie. W przypadku iPhona 5C ta ludowa mądrość się nie sprawdza - kolorofon Apple nie jest ani dobry, ani tani, ale dzięki wywiadowi, którego wraz z kolegami udzielił Blombergowi TimKuk, już wiemy dlaczego jest taki drogi.

Otóż według TimKuka, iPhone 5C nie może być tani, bo "Apple nie działa na rynku badziewnej elektroniki". I już! Jest to kliniczny przypadek rozumowania, gdzie marka i logo są używane jako jedyny pretekst do zawyżonego pozycjonowania tandetnego produktu. To przecież produkt Apple, więc nie ma mowy, żeby był kiepski. Bo tak!

Geniusze z Cupertino zrobili bez dwóch zdań badziewny, kiczowaty telefon, pakując stare bebechy w plastikową mydelniczkę, a teraz są gotowi wymyślić najdzikszy idiotyzm, aby usprawiedliwić sprzedawanie tej tandety jako luksusu i wmówić klientom, że mają zaszczyt przepłacać za produkt z górnej półki.

Sądząc po treści wywiadu dla Blomberga, odziedziczone po Stevie Jobsie pole zakrzywiania rzeczywistości wciąż jeszcze dobrze działa, a TimKuk właśnie wpadł w jego epicentrum, prawdopodobnie po ostatnim wypadku na rowerze, gdy pięciokrotnie przejechała mu po głowie betoniarka z cementem na budowę nowego kampusu Apple. Zresztą ostatnio i tak gada głupoty bez przerwy...

A propos motoryzacji - pamiętacie może Trabanty z silnikami od VW Polo - taki motoryzacyjny dziwoląg z czasów upadku Niemiec Wschodnich, sprzedawany jako drugie życie Trabanta? Apple zrobiło dokładnie to samo, tyle że próbują stary silnik w plastikowej karoserii opchnąć naiwnym jako nowość w cenie Golfa.

Trzeba przyznać, że CEO Apple podjął się arcytrudnego zadania - jak utrzymać prestiż firmy, sprzedając równocześnie masową plastikową tandetę? Czy sprzedawanie plastiku w zawyżonej cenie wystarczy, żeby został uznany za produkt klasy premium? Oczywiście, że wystarczy - należy tylko unieść się dumą i oświadczyć oficjalnie, że "my tandety nie sprzedajemy". W ten sam sposób można np. podnieść swoją samoocenę, powtarzając jak mantrę "jadam wyłącznie w Belvedere" i wyżerając równocześnie przypalony comber z ratlerka ze śmietnika przy chińskiej knajpie...




Dzięki kreatywności tych trzech panów, świat właśnie poznał nowe pojęcia marketingowe - tzw. "urojoną klasę premium" i "prestiż deklaratywny". To proste - plastikowy iPhone 5C jest produktem klasy premium, bo ma logo Apple. Tylko patrzeć, jak śladem Apple pójdą inni wielcy tego świata, wypuszczając nowe serie swoich markowych produktów.

Już widzę oczami wyobraźni pozłacane, plastikowe zegarki Rolex PoorMaster z wymiennymi kolorowymi paskami ze sztucznej skóry w okazyjnej cenie 800 dolców. Już widzę tekturowe torebki z sizalowymi rączkami od Louisa Vuittona za jedyne 1200 zielonych. Prawdziwą furorę powinien zrobić Bentley Paperback, z silnikiem od Matiza i składanym dachem z masy papierowej, tańszy o całe 300 dolarów od modelu Continental GT. A ludzie będą się zabijać, żeby zamieszkać w brezentowych apartamentach Tent Park Campus, płacąc za nie cenę, jak za kamienicę w sąsiedztwie Central Parku...



CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? DOŁĄCZ DO APPLEFOBII!



wywiad 376061258050246039

Strona główna item

Bądź na bieżąco



REKLAMY






Losowy wpis z archiwum

Archiwum bloga