MacBook Pro - będziecie płakać ze szczęścia
Po prezentacji nowych MacBooków Pro na czwartkowej konferencji wyjaśniło się, dlaczego nadano jej tytuł "Hello Again". Taki...
https://applefobia.blogspot.com/2016/10/macbook-pro-bedziecie-pakac-ze-szczescia.html
W czasach, gdy laptopy z dotykowymi ekranami od dawna nie płoszą już koni na ulicach i borsuków po lasach, Apple dokonało milowego kroku w swoim autystycznym świecie zaawansowanych technologii, prezentując MacBooka Pro dotykowym mini-wyświetlaczem. Słowo "ersatz" nabiera nowego znaczenia.
Choć ich główne zastosowanie to klikanie na Fejsie przy sojowej latte w trendy-knajpach, MacBooki Pro są lansowane przez Apple jako sprzęt dla profesjonalistów, Znaczy - do pracy. No cóż, pracę na gładziku - choćby był wielkości boiska do siatkówki - uważam za porażkę. Jak na czymś takim wykonać przeciąganie z wciśniętym prawym przyciskiem myszy, niezbędne w niektórych programach graficznych czy inżynierskich?
Tymczasem Apple do tego bajzlu dokłada jeszcze dodatkowy paseczek do miziania, aby mieć rzekomo łatwiejszy dostęp do różnych opcji i menu, które na normalnych komputerach są dostępne na głównym ekranie. Efekt? Zamiast siedzieć prosto wygodnie smyrać jedną ręką po gładziku, a drugą obsługiwać kubek z kawą, teraz trzeba albo skakać paluchami od gładzika do Touch Bara i z powrotem, albo napieprzać oburącz, dostając garba i zapalenia ścięgien przedramienia. I ciągle trzeba odrywać wzrok od ekranu, aby trafić palcem w to, co akurat wyświetla się na paseczku. A trzecią ręką spróbujcie jeszcze wcisnąć jeszcze Option czy inny Command... Ergonomia łapie się za głowę i chowa ją w zasikany piasek...
Ale to wszystko to furda. Makjuzerzy nie do takich patologii potrafią się przyzwyczaić. O wiele trudniej będzie przywyknąć do kosztów, frustracji i straty czasu, jakie wynikną z szaleńczej decyzji o zakupie nowego MacBooka Pro. Apple pokazało jak dalece ma swoich fanów w wypielęgnowanej białej d.pie, ogołacając ameliniową obudowę z wszelkich przydatnych gniazdek i pozostawiając wyłącznie porty w homogenicznym, niespotykanym w reszcie świata standardzie Thunderbolt 3.
Skutek jest taki, że sprzedając nerkę na pokrycie kosztów zakupu Maka musicie od razu odżałować jakiś inny narząd z przeznaczeniem na zakup niezbędnych dodatków. Według podsumowania przygotowanego przez sknery ze SpidersWeb łączna sumka za komplet przejściówek doprowadzających MacBooka do funkcjonalności normalnego laptopa to prawie 1300 zł. Heh, łza się w oku kręci - "profesjonalny" laptop dla fotografa bez czytnika kart SD?
Oczywiście nie musicie kupować od razu wszystkich przejściówek - można na raty, dzięki temu częściej będziecie odwiedzać Apple Store, aby zostać nagrodzeni gromkimi brawami i zwyczajowym powitaniem "hello again" przez radośnie uśmiechniętego doradcę Apple. To w końcu za waszą głupotę, krew, pot, łzy, pianę na ustach i zgrzytanie zębów on dostaje swoją prowizję...
Dzięki pomysłowości kupertyńskich geniuszy, skoncentrowanej w cudownym MacBooku Pro, możecie poczuć się jak sułtan, który posiada cztery żony i teoretycznie może ich używać kiedy chce, ale w praktyce okazuje się, że każda ma inną chorobę weneryczną, a kluczyk do jej pasa cnoty pomylił się z kluczykiem do kawalerki eunucha pilnującego haremu. Nowy laptop Apple jawi się jak marmurowa wanna z czterema fikuśnymi złotymi kranami, tyle tylko że do ich odkręcenia potrzeba zapłacić za wezwanie wąsatego hydraulika z francuzem.
Nie pierwszy raz Apple wystawia swoich fanów do wiatru. A oni nic - dają się robić w konia jak stado hucułów. Gdy tak o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że raczej wolałbym spacerować ze złotym Rolexem po parku nocą, niż wejść w durny i nieprzewidywalny ekosystem Apple. W parku mam przynajmniej gwarancję, że okradną mnie tylko raz...
Źródło: