Czy iPhone powoduje wzrost przestępczości?
Złodzieje robią się coraz bardziej wybredni. Aby dostać w mordę i stracić telefon, nie wystarcza obnosić się z jakimś tam Samsungiem, HTC, L...
http://applefobia.blogspot.com/2011/12/czy-iphone-powoduje-wzrost.html
Złodzieje robią się coraz bardziej wybredni. Aby dostać w mordę i stracić telefon, nie wystarcza obnosić się z jakimś tam Samsungiem, HTC, LG, BlackBerry czy Motorolą. Parę ostatnich przypadków rozboju w celu pozyskania telefonu dobitnie pokazuje, że aby poznać ciekawych ludzi i zobaczyć od środka szpital albo komisariat, niezbędne jest posiadanie iPhona. Najlepiej modelu 4/4S...
Ajfoniarzom to się powodzi. Nie dość, że zazwyczaj są atrakcją na każdej imprezie (gdy np. pokażą tatuaż) i bohaterami licznych miłosnych podbojów, to w dodatku statystycznie częściej od innych mają okazję na bogate życie towarzyskie i wysoką rozpoznawalność w miejscach publicznych - nawet po zmroku. Zwłaszcza gdy zafundują sobie coś takiego.
Jak donoszą amerykańskie burżuazyjne media, rabusie z górnego Manhattanu dokonali kilku napadów na studentów Columbia University, aby zajumać im telefony. Czego się nie robi, aby zadzwonić do mamusi na Święta...
Największym powodzeniem cieszyły się produkty Apple. iPhony przechodziły z ręki do ręki sprawnie i bez szemrania, jedynie w akompaniamencie cichego pochlipywania pierwszego, byłego już, właściciela. Duży szok spotkał natomiast właściciela BlackBerry, który spotkał się ze wzgardą rabusiów. Telefon do tego stopnia rozczarował złodziei, że nie zaakceptowali go jako obiektu napadu i oddalili się gderając, że niepotrzebnie tracili czas. Najgorzej wyszedł na tym właściciel Motoroli Droid, która tak zniesmaczyła wyrafinowanych miłośników nowoczesnych technologii, że stanowczo zażądali żywej gotówki zamiast wzgardzonego telefonu - prawdopodobnie w ramach kary umownej za brak gustu i rozeznania w aktualnych trendach.
Poniższy filmik dostarcza nieco szczegółów na temat całego zajścia:
Można zaryzykować tezę, że gdyby nie ogromna popularność iPhona, przestępczość na ulicach zmalałaby wielokrotnie, bo złodzieje nie fatygowaliby się nękaniem posiadaczy trzeszczącego, plastikowego szmelcu innych firm. Oczywiście trudno marzyć o całkowitym zlikwidowaniu tego rodzaju zajść, ale można mieć nadzieję, że ograniczą się one jedynie do sklepów Apple. Tam sytuacja tylko pozornie wygląda odwrotnie - to poszkodowany otrzymuje zazwyczaj iPhona w ramach gratyfikacji za pozbawienie go pieniędzy - ale jakoś dziwnie przypomina to proceder, opisany w art. 286. § 1 Kodeksu Karnego: "Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd (...) itd..." Niestety, wszystko dzieje się za dobrowolną zgodą kupującego (nawet jeśli jest robi to z najszczerszej i niewymuszonej głupoty), a zatem jest sankcjonowane przez prawo rzymskie, które mówi: "Chcącemu nie dzieje się krzywda". Trochę szkoda, że głupota nie jest karalna...
Środowisko studentów Columbia University oraz innych nosicieli iPhona na Manhattanie zareagowało błyskawicznie na całą sytuację. Ponownie gwałtowną popularność zyskały maskujące futerały na iPhona, a największym powodzeniem cieszą się modele z dużym, rzucającym się w oczy napisem "Motorola DROID", "It's NOT iPhone" albo "I love my Samsung"...
Ajfoniarzom to się powodzi. Nie dość, że zazwyczaj są atrakcją na każdej imprezie (gdy np. pokażą tatuaż) i bohaterami licznych miłosnych podbojów, to w dodatku statystycznie częściej od innych mają okazję na bogate życie towarzyskie i wysoką rozpoznawalność w miejscach publicznych - nawet po zmroku. Zwłaszcza gdy zafundują sobie coś takiego.
Jak donoszą amerykańskie burżuazyjne media, rabusie z górnego Manhattanu dokonali kilku napadów na studentów Columbia University, aby zajumać im telefony. Czego się nie robi, aby zadzwonić do mamusi na Święta...
Największym powodzeniem cieszyły się produkty Apple. iPhony przechodziły z ręki do ręki sprawnie i bez szemrania, jedynie w akompaniamencie cichego pochlipywania pierwszego, byłego już, właściciela. Duży szok spotkał natomiast właściciela BlackBerry, który spotkał się ze wzgardą rabusiów. Telefon do tego stopnia rozczarował złodziei, że nie zaakceptowali go jako obiektu napadu i oddalili się gderając, że niepotrzebnie tracili czas. Najgorzej wyszedł na tym właściciel Motoroli Droid, która tak zniesmaczyła wyrafinowanych miłośników nowoczesnych technologii, że stanowczo zażądali żywej gotówki zamiast wzgardzonego telefonu - prawdopodobnie w ramach kary umownej za brak gustu i rozeznania w aktualnych trendach.
Poniższy filmik dostarcza nieco szczegółów na temat całego zajścia:
Można zaryzykować tezę, że gdyby nie ogromna popularność iPhona, przestępczość na ulicach zmalałaby wielokrotnie, bo złodzieje nie fatygowaliby się nękaniem posiadaczy trzeszczącego, plastikowego szmelcu innych firm. Oczywiście trudno marzyć o całkowitym zlikwidowaniu tego rodzaju zajść, ale można mieć nadzieję, że ograniczą się one jedynie do sklepów Apple. Tam sytuacja tylko pozornie wygląda odwrotnie - to poszkodowany otrzymuje zazwyczaj iPhona w ramach gratyfikacji za pozbawienie go pieniędzy - ale jakoś dziwnie przypomina to proceder, opisany w art. 286. § 1 Kodeksu Karnego: "Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd (...) itd..." Niestety, wszystko dzieje się za dobrowolną zgodą kupującego (nawet jeśli jest robi to z najszczerszej i niewymuszonej głupoty), a zatem jest sankcjonowane przez prawo rzymskie, które mówi: "Chcącemu nie dzieje się krzywda". Trochę szkoda, że głupota nie jest karalna...
Środowisko studentów Columbia University oraz innych nosicieli iPhona na Manhattanie zareagowało błyskawicznie na całą sytuację. Ponownie gwałtowną popularność zyskały maskujące futerały na iPhona, a największym powodzeniem cieszą się modele z dużym, rzucającym się w oczy napisem "Motorola DROID", "It's NOT iPhone" albo "I love my Samsung"...