Kolumna Jean Michela
Ledwo co napisałem o etui, które wbrew zasadom fizyki, optyki i zdrowego rozsądku usiłuje zrobić z iPada 2 kamerę filmową, a już w ręce wp...
http://applefobia.blogspot.com/2011/09/kolumna-jean-michela.html
Ledwo co napisałem o etui, które wbrew zasadom fizyki, optyki i zdrowego rozsądku usiłuje zrobić z iPada 2 kamerę filmową, a już w ręce wpadła mi kolejna informacja, mocno podnosząca poprzeczkę w rywalizacji na bezsensowność ipadowych akcesoriów.
Poprzeczka została podniesiona na wysokość grubo ponad trzech metrów - tyle bowiem liczy sobie podstawka do iPada, którą własną twarzą i nazwiskiem firmuje - o zgrozo - Jean Michel Jarre. Podstawka jest wyposażona w system nagłośnienia wyceniony na około 1.500.000 zł. Tak - półtora miliona za wyposażone w drabinę urządzenie do słuchania empetrójek z iPada.
Przy tej cenie może ujść uwadze zachwyconego nabywcy, że obsługa iPada umieszczonego na wysokości 3,30 metra nad ziemią przysparza pewnych niedogodności, ale myślę, że jeśli kogoś stać na to cacko, to może spokojnie olać balansowanie na dołączonej drabince i kupić sobie windę, helikopter z obsługą czy wynająć najwyższego koszykarza z LA Lakers do miziania po ekranie.
Nie mam nic przeciwko urządzeniom audiofilskim. Jeśli ktoś lubi wydać równowartość samochodu na pozłacany kabelek, to jego sprawa. Snobizm czy nie snobizm - nakręca gospodarkę z korzyścią dla wszystkich.
Jeśli ktoś rozmiłowany jest w muzyce o najwyższych parametrach, to niech sobie wydaje kasę na sprzęt, który zaspokoi błonę bębenkową w jego wydepilowanych uszach. Jeśli to dla kogoś warte 1.500.000, to niech sobie postawi po jednej sztuce w każdym rogu łóżka.
Jedyna na świecie, unikalna kolumna grająca z pięciokanałowym wzmacniaczem i głośnikami o łącznej mocy 10.000W na pewno może zrobić wrażenie. A niesamowite doznania związane z słuchaniem muzyki przy użyciu drabiny są zapewne trudne do opisania i pozostawiają trwały ślad na psychice odbiorcy. Pomijam już drobny fakt, że przed zakupem tej konstrukcji trzeba się upewnić, że sufit w naszym pałacu ma co najmniej 4 metry wysokości. Pal licho detale - wierzę, że ten sprzęt gra tak dobrze, jak kosztuje.
Niemniej jednak po głowie kołacze mi uporczywa myśl, że użycie do napędzania tego wyrafinowanego systemu głośników badziewnego iPada, który ma tyle wspólnego z wysokiej klasy dźwiękiem, co przeceniona na promocji kaszanka z Biedronki z szynką parmeńską, jest trochę nie na miejscu. Albo firmujący całość mistrz Jean Michel Jarre na starość stracił słuch, albo ktoś mu źle doradza.
Połączenie audiofilskiego sprzętu za siedmiocyfrową kwotę z iPadem to czystej klasy profanacja, przy której nas.anie w waltornię filharmonika wiedeńskiego i podtarcie się Deklaracją Niepodległości wygląda na niewinny żart. Półtora miliona PLN za możliwość posłuchania empetrójek z iPada? Litości... Od kiedy to pali się obrazami Rembrandta w żeliwnej kozie, żeby natopić skwarków do smalcu na zimę?
Zapewne znajdzie się paru fanbojów, którzy kupią to falliczne cudo i będą się rozkoszować dźwiękiem o "najwyższych parametrach", generowanym przez high-endową kartę dźwiękową iPada kupowaną przez Apple w hurcie po 90 centów i przez super zaawansowane kodeki tworzone przez gości, którzy nie potrafią nawet dobrze napisać sterownika do prostej karty graficznej.
Ciekawe, czy wyrafinowani iPadowi "audiofile" w innych dziedzinach życia wykazują podobny smak i znawstwo - np. wynajmują elektrownię, aby na szczycie komina ustawić 100-calową plazmę i oglądać mecz Krzaczanka Tigers Wawrzęcice vs. Sprawni Naprzód Łomianki. A może jeżdżą lansować się do filharmonii przemalowanym na różowo Bugatti Veyronem z dyszlem przybitym do maski i zaprzężoną do niego szóstką uświnionych knurów? Jak myślicie? Być może ja się nie znam na słuchaniu muzyki... Właśnie puściłem sobie "Friday" Rebeki Black z telefonu przez kolumny od Radmora ustawione na szafie, wlazłem na drabinę i muszę powiedzieć, że szału nie ma...
Poprzeczka została podniesiona na wysokość grubo ponad trzech metrów - tyle bowiem liczy sobie podstawka do iPada, którą własną twarzą i nazwiskiem firmuje - o zgrozo - Jean Michel Jarre. Podstawka jest wyposażona w system nagłośnienia wyceniony na około 1.500.000 zł. Tak - półtora miliona za wyposażone w drabinę urządzenie do słuchania empetrójek z iPada.
Przy tej cenie może ujść uwadze zachwyconego nabywcy, że obsługa iPada umieszczonego na wysokości 3,30 metra nad ziemią przysparza pewnych niedogodności, ale myślę, że jeśli kogoś stać na to cacko, to może spokojnie olać balansowanie na dołączonej drabince i kupić sobie windę, helikopter z obsługą czy wynająć najwyższego koszykarza z LA Lakers do miziania po ekranie.
Nie mam nic przeciwko urządzeniom audiofilskim. Jeśli ktoś lubi wydać równowartość samochodu na pozłacany kabelek, to jego sprawa. Snobizm czy nie snobizm - nakręca gospodarkę z korzyścią dla wszystkich.
Jeśli ktoś rozmiłowany jest w muzyce o najwyższych parametrach, to niech sobie wydaje kasę na sprzęt, który zaspokoi błonę bębenkową w jego wydepilowanych uszach. Jeśli to dla kogoś warte 1.500.000, to niech sobie postawi po jednej sztuce w każdym rogu łóżka.
Jedyna na świecie, unikalna kolumna grająca z pięciokanałowym wzmacniaczem i głośnikami o łącznej mocy 10.000W na pewno może zrobić wrażenie. A niesamowite doznania związane z słuchaniem muzyki przy użyciu drabiny są zapewne trudne do opisania i pozostawiają trwały ślad na psychice odbiorcy. Pomijam już drobny fakt, że przed zakupem tej konstrukcji trzeba się upewnić, że sufit w naszym pałacu ma co najmniej 4 metry wysokości. Pal licho detale - wierzę, że ten sprzęt gra tak dobrze, jak kosztuje.
Niemniej jednak po głowie kołacze mi uporczywa myśl, że użycie do napędzania tego wyrafinowanego systemu głośników badziewnego iPada, który ma tyle wspólnego z wysokiej klasy dźwiękiem, co przeceniona na promocji kaszanka z Biedronki z szynką parmeńską, jest trochę nie na miejscu. Albo firmujący całość mistrz Jean Michel Jarre na starość stracił słuch, albo ktoś mu źle doradza.
Połączenie audiofilskiego sprzętu za siedmiocyfrową kwotę z iPadem to czystej klasy profanacja, przy której nas.anie w waltornię filharmonika wiedeńskiego i podtarcie się Deklaracją Niepodległości wygląda na niewinny żart. Półtora miliona PLN za możliwość posłuchania empetrójek z iPada? Litości... Od kiedy to pali się obrazami Rembrandta w żeliwnej kozie, żeby natopić skwarków do smalcu na zimę?
Sam mistrz Jean Michel Jarre we własnej osobie testuje wytrzymałość drabinki. |
Zapewne znajdzie się paru fanbojów, którzy kupią to falliczne cudo i będą się rozkoszować dźwiękiem o "najwyższych parametrach", generowanym przez high-endową kartę dźwiękową iPada kupowaną przez Apple w hurcie po 90 centów i przez super zaawansowane kodeki tworzone przez gości, którzy nie potrafią nawet dobrze napisać sterownika do prostej karty graficznej.
Rekord pobity - iPad na wysokości 3,30 m nad dotychczasowym poziomem głupoty. |
Ciekawe, czy wyrafinowani iPadowi "audiofile" w innych dziedzinach życia wykazują podobny smak i znawstwo - np. wynajmują elektrownię, aby na szczycie komina ustawić 100-calową plazmę i oglądać mecz Krzaczanka Tigers Wawrzęcice vs. Sprawni Naprzód Łomianki. A może jeżdżą lansować się do filharmonii przemalowanym na różowo Bugatti Veyronem z dyszlem przybitym do maski i zaprzężoną do niego szóstką uświnionych knurów? Jak myślicie? Być może ja się nie znam na słuchaniu muzyki... Właśnie puściłem sobie "Friday" Rebeki Black z telefonu przez kolumny od Radmora ustawione na szafie, wlazłem na drabinę i muszę powiedzieć, że szału nie ma...